
Magiczna noc z De Mono
De Mono to muzyczna instytucja i wszystko to, co w polskiej muzyce najlepsze. W latach 90-tych dostarczali słuchaczom przebój za przebojem. Kto nie nucił takich utworów jak: Zostańmy sami, czy Statki na niebie. Na pewno ja, chociaż lata 90-te pamiętam trochę przez mgłę.
Wszystko zaczęło się kwadrans przed 21, gdy na scenie zameldowało się siedmiu członków De Mono. Dla tych, co nie wiedzą to przypomnę w obecnym składzie tej pop rockowej kapeli gra trzech muzyków związanych z Kielcami: gitarzyści Tomasz Banaś i Zdzisław Zioło, a także perkusista Marcin Korbacz. Wchodzili oni w latach 90-tych w skład legendarnej Mafii, która wylansowała takie przeboje jak: W imię deszczu, czy Noc za ścianą.
De Mono pokazało, że po wielu latach grania wciąż można być w znakomitej formie. Andrzej Krzywy biegał po scenie i podkreślał, że uwielbia grać w Kielcach. Bez problemów złapał kontakt z licznie zgromadzonymi niedzielnego wieczoru na rynku. Co usłyszeliśmy? Przekrój przez bogatą karierę muzyczną warszawskiego zespołu. Na początku poleciały najnowsze utwory: świeżynka Mija mnie czas, czy Póki na to czas. Dostaliśmy także dwa covery: Niedziela będzie dla nas z repertuaru Niebiesko-Czarnych i Asfaltowe Łąki zespołu ABC. Największe emocje, jak to przeważnie bywa na koncertach, wywołały stare przeboje De Mono z lat 90-tych: Znów jesteś ze mną, Moje miasto nocą – piosenka niedzielnego wieczoru o Kielcach, Zostańmy sami, czy wieńczące podstawową część koncertu Statki na niebie.
O braku bisów nie mogło być mowy. Co ciekawe, De Mono bisowało dwukrotnie. Było już grubo po 22. Pewnie znaleźli się uprzejmi, którzy poinformowali policję o zakłóceniu ciszy nocnej. Ale ich interwencje możemy uznać zupełnie za bezpodstawowe, jak odbywał się tak świetny koncert. Odrobina dobrej muzyki nikomu nie zaszkodzi.
Bywam na różnych imprezach muzycznych i dawno nie słyszałem tak dobrze nagłośnionego koncertu. Wyraźnie słyszalna sekcja rytmiczna, gitary, klawisze, saksofon ze spinającym wokalem Andrzeja Krzywego. Brawa dla panów akustyków.
Przyznam się, że nie miałem chyba okazji być jeszcze na kieleckim rynku na koncercie. Ta miejscówka nadaje się na takie imprezy idealnie. Dużo przestrzeni, dobrze widać. Kto chce stoi i słucha koncertu, a kto nie idzie sobie do jednego z ogródków na piwo, albo coś zjeść. Taką robotę to ja rozumiem. Rozwiązanie niemal idealne, a jeszcze do tego początek wakacji i dobra pogoda.
Powie ktoś za dużo w tej relacji słodzenia, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że było znakomicie. Nie można ciągle narzekać J Myślę, że niedzielny koncert De Mono w ramach Święta Kielc niejedną osobę wprowadził w stan błogiego zapomnienia.
Tweet