
„Miller robi robotę”
– Ona woli disco! Nie dziwi mnie to. Dobrze wiedzą wszyscy, że za ciężki jest rock – brzmi fragment refrenu w wykonaniu Marcina Millera, którego znamy przede wszystkim z przeboju Jesteś szalona. No właśnie… Jesteś szalona, Wolność, Dlaczego… Łeb boli już od czytania tych tytułów. Kiedy pierwszy raz usłyszałem, że nasz Red Bridge postanowił zrobić kawałek z gwiazdą muzyki disco polo, zapewne wycedziłem przez zęby soczyste „K**wa, no nie!”.
Bo jak można tworzyć jakikolwiek pomost artystyczny w miejscu, gdzie od zawsze pojawiał się wyraźny dysonans. Wyobraźcie sobie, że Slayer łączy Raining Blood z gospel, albo Cannibal Corpse doznaje olśnienia i przerzuca się na Trance. To jakby Owsiak zaprosił na Przystanek Woodstock grupę Weekend…
…Ponoć da się zjeść kaszankę miodem polaną... Nie, nie jestem głodny, odpadam.
Po około miesiącu podobnych dywagacji Red Bridge uświadomił mnie, że jednak da się to zrobić. I wcale nie musi źle smakować! Bynajmniej nie zdecydowałem się skoczyć do spożywczaka po wyrób pszczeli oraz kiszkę wypełnioną krwią i podrobami.
Wystarczyło załączyć na platformie YouTube kawałek Ona woli disco. Po pierwszym refrenie odsunąłem na bok przeświadczenie, że to obciach, siara, wstyd i żenada współpracować z wykonawcą disco polo. Wyszło zgrabnie, a przy tym przyjemnie dla ucha.
Najważniejsze, że głos Millera nie razi na tle przesterowanych gitar. Trzeba docenić również fakt, że cały utwór został zrealizowany koncepcyjnie. Tekst, klip, gość specjalny, muzyka – wszystko trzyma się kupy. Podejrzewam, że słuchacze, którzy już wcześniej nie przeklęli Red Bridge, przekonali się do ich nowego numeru.
„Szykuje się hit tegorocznych wakacji”, „Miller robi robotę”, „I tak powinno być! powinniśmy szanować siebie nawzajem... Fajna kompozycja! Mocne brzmienie gitar jest zajebiste... Ale w clubie potrzeba dance&disco! Molestuję reeeeplay! BOOOMBA!” – nie wnikam, czy pisze to metal, czy jakiś „discopolowiec”, ale właśnie takie komentarze przeważają pod teledyskiem Ona woli disco zespołu Red Bridge.
Komercyjny strzał w dziesiątkę, czego niestety jeszcze nie widać po liczbie odwiedzin (jedynie 40 tysięcy). Prawdopodobnie siadła odpowiednia promocja i reklama. Może nie jest to Ewelina Lisowska ze swoim W stronę słońca, albo wspomniany Weekend (-.-‘), ale kawałek koneckiej formacji ma w sobie i tak wystarczająco dużo, by stać się małym hitem najbliższych miesięcy.
W tym temacie to wszystko.
Tweet