Medialny moment In Silent

Autor: Karolina Żelazny 13/08/2013 21:55

Materiały dotyczące tego wydawnictwa zostały opublikowane na takich stronach jak metalcry.com, satanrise.com czy hereticaradio.com. Większość z wymienionych portali ograniczyła się jedynie do wrzucenia krótkiej notki opatrzonej jeszcze krótszą biografią zespołu, jednak pojawiły się także nieco bardziej szczegółowe recenzje.

Mocno podkreślanym atutem płyty jest dobre, oldschoolowe brzmienie. Nic dziwnego, że zespół odnalazł się w takim stylu, w końcu to prawdziwi weterani sceny – początek In Silent sięga roku 1996. Od tego czasu wiele się pozmieniało, jak chociażby skład zespołu, jednak duch pozostał ten sam i udało się go przekazać na tym longplayu.

Pomimo, iż grupa ma już za sobą ponad dekadę działalności to do tej pory dorobek artystyczny formacji zamykał się w postaci kilku dem. Przez ten czas In Silent zdążyło jednak wypracować swój własny styl. Muzycy grupy mogą pochwalić się typowym dla gatunku brzmieniem, zamkniętym w ramach deathu, ale nie monotonnym czy wtórnym. Jak recenzuje strona hatredmeanswar.com: Tempo gry rozciąga się od powolnego, poprzez średnie do bardzo mocnych, ciężkich riffów, łącząc w sobie oldschoolowy death metal z doom metalem tworząc charakterystyczne brzmienie, podczas gdy gitary prowadzące brzmią bardzo ciężko. Często podkreślana w recenzjach świeżość, pomimo braku odkrywczości brzmienia, to zdecydowanie zdany test zespołu. Ponadto – zmiany tempa i wybijająca się sekcja rytmiczna wysunęły się na punkty charakterystyczne albumu.

Teksty są ciekawe (mimo growlu – wyraźnie zrozumiałe, fajna niespodzianka), może nie moralizatorskie, ale dość głębokie. Pod językiem typowym dla takiego grania znajdziemy poruszone konkretne, zaskakujące kwestie. Na Hereticaradio zostało to ciekawie ujęte: O ile w przypadku metalu nierozsądnie jest mówić o moralizatorstwie (…), to tutaj teksty są na wysokim poziomie. No – nie chodzi raczej o to, że Mickiewicz został przywołany z kręgu nekromanty by napisał, co nieco na potrzeby chłopaków. Nie jest to także poezja śpiewana. Co to, to nie. Ale niedosłownie, niebezpośrednio, ale piętnują one brud, który dotyka (…) nasz kraj, który częstokroć dzięki mediom zyskuje status czegoś większego, niż to, czym jest. Wystarczy przejrzeć teksty do kilku piosenek. No i oczywiście kawałki są w całości po polsku. Można to liczyć wedle uznania, ale w tym przypadku jest to zdecydowanie mocna strona.

Co często podkreślane w zagranicznych recenzjach (np. na nefariousrealm.com czy zombieritualzine.wordpress.com) od strony technicznej albumem zajął się Janusz Byrt, współpracujący do tej pory m.in. z Behemothem czy Stillborn. Widać, że zespół chciał dopracować swój krążek w każdej kwestii i faktycznie nie ma się, do czego przyczepić. In Silent wart jest uwagi na polskiej, a na pewno lokalnej scenie. Dobrym podsumowaniem całokształtu zespołu będzie cytat z hereticaradio.manifo.com: Nie trzeba grać najszybciej i najbrutalniej pod słońcem, nie trzeba mieć najbardziej chamskiego brzmienia i plugawych tekstów by być zauważonym. A żeby zostać docenionym przez słuchaczy trzeba czegoś innego – pasji! A tego jest tu od cholery i jeszcze więcej.