Karol Kułaga: „Za chwilę podobny list wystosują malarze”

Autor: Redakcja 08/10/2013 17:19

Osobiście nie spotkałem się z „wykorzystywaniem zespołów”. Według mnie coś takiego nie istnieje. Możemy mówić jedynie o niespełnianiu warunków umowy ze strony organizatora, albo kapeli – to może być wspomniane wykorzystywanie. Rynek jest bardzo trudny. Każdy musi to zrozumieć i się dostosować.

Cała ta „afera” rozchodzi się o śmieszne wynagrodzenie (lub jego brak) za wykonanie warunków umowy (wykonanie dzieła) – czyli koncertu. Nie tylko w tej branży spotykamy się z bezsensownie brzmiącymi umowami, lub śmiesznymi stawkami za wykonanie danej usługi. Dla jednej strony może się wydawać, że zapłacenie danej kwoty jest adekwatne za wykonanie. Dla drugiej zaś – śmieszne, czy wręcz krzywdzące. Nie ważne, czy gramy koncert, wyrobimy plakat, logo, kręcimy spot reklamowy, bądź malujemy komuś ścianę w pokoju. Jeżeli według nas wykonanie usługi za proponowaną stawkę jest niewykonalne, albo krzywdzące, po prostu się na to nie godziny i szukamy innego miejsca – a nie płaczemy w intrenecie, że jesteśmy wykorzystani.

Przeczytaj List otwarty do klubów wykorzystujących muzyków

Za chwilę malarze wystosują podobny list „do osób wykorzystujących malarzy”, bo ktoś chce im zapłacić za pomalowanie ściany 25 zł, a nie 200 zł jakby sobie życzyli. I jeszcze muszą przejechać 200 km z własną farbą i pędzlami…

Ale do rzeczy! Mogę wypowiedzieć się na ten temat dotyczący „Listu” z dwóch perspektyw – zarówno jako organizator, jak i muzyk/menadżer.

ORGANIZATOR

Z jednej strony organizuję koncerty w klubach, czy domach kultury itd. Z drugiej natomiast gram w młodej undergroundowej formacji. Przyszło mi współpracować z różnymi ekipami – zarówno legendami polskiej sceny rock-metal, wschodzącymi gwiazdami, jak i totalnymi „No name”. Każdy miał inne podejście do tematu płatności za koncert. Jedni nie chcieli nic, drudzy płacili za zorganizowanie koncertu, trzeci z kolei liczyli na zwrot za transport (czyli to samo, co stawka). Jeszcze ktoś chciał kasę z bramki, albo stawkę plus obiady, hotele itd., a pozostali procent ze sprzedanych wejściówek.

W rezultacie nie doszedłem do porozumienia może z dwiema, trzema zespołami. Z pozostałymi ustaliłem warunki, z których wszyscy byli zadowoleni. I nie była to stawka. Nie dlatego, że jestem nie fair i chcę wykorzystywać kapelę. Mam łeb na karku, nie dam się wykorzystać dopłacając do biznesu z własnej kieszeni.

Za chwilę ktoś z Warszawy, Łodzi, Trójmiasta, czy Wrocławia napisze – „Jak można nie płacić stawki!?”…

Nie porównujmy Stanów Zjednoczonych do Polski. Nie zestawiajmy ze sobą Trójmiasta, Warszawy, czy innej metropolii z dużo mniejszymi miejscowościami, gdzie do klubów wchodzi maksymalnie 200 osób. Nie wiem, jak jest w dużych miastach – podejrzewam, że podobnie jak u nas – w małych ościennych miejscowościach. Aczkolwiek mogę się w tej kwestii mylić. Mówimy oczywiście o małych undergroundowych kapelach, nie gwiazdach z wypracowaną marką – to inna bajka.

Z jednej strony to piękna idea – promocja młodych zespołów, czy krzewienie kultury. Ale róbmy to w państwowych instytucjach, nie w prywatnych pubach

Dla mnie kluczowym wyjściem z tematu jest kwestia – kto chce zorganizować koncert. Zespół/menadżer, czy może klub/organizator. Z mojego doświadczenia wynika, że niestety w niemalże wszystkich przypadkach jest to pierwsza opcja. Na zdrowy rozum – skoro chcę zagrać u ciebie koncert, nawet nie przyszłoby mi do głowy, żebym żądał od ciebie zapłaty takiej, jakiej JA chcę. Chciałbym ustalić warunki optymalne dla ciebie, ponieważ zależy MI na występie u CIEBIE.

Analogicznie w drugą stronę. Jeżeli TY do mnie dzwonisz, żebym zagrał koncert, TOBIE zależy na imprezie, raczej normalnym zachowaniem jest, że przystajemy na MOJE warunki.

Kluby nie dzwonią po małych kapelkach i nie proszą się, żeby zagrali. I nie mówimy tutaj o WOŚP-ach, koncertach „charytatywnych” itp. Nie posiadam pubu, lokalu. Jednak współpracuję z lokalnymi klubami, które ZA DARMO udostępniają mi miejsce. Aczkolwiek wymagają ode mnie, żeby impreza przyciągnęła więcej osób, niż przychodzi do nich w piątki/soboty nieobstawione żadnym koncertem. Chodzi tu o około 80 osób.

Cały ten „List” opisuje problem ekonomiczny. Kapele skarżą się, że granie koncertów nie przynosi im zysku, ani nawet nie wracają się włożone w ten interes pieniądze. Skoro dla kapeli ważny jest zysk, to dlaczego dziwią się, że organizator też chce na tym zarobić?

Spójrzmy teraz na to z punktu ekonomicznego. Umawiam się z zespołem XYZ, że grają za zwrot kosztów (czyli +/- 400 zł). Super grupa – podoba mi się. Mają 500 „lajków” na Facebook.com, profesjonalną stronę, teledysk, trochę odwiedzin na YouTube. Niby wszystko fajnie. Na starcie mam zero złotych.

     1. Przez tydzień po trzy godziny dziennie skupiam się na promocji – telewizja, radio, plakaty, portale, fora internetowe, facebook itd. Reasumując, 21 godzin pracy, 100 zł do tyłu z plakatów i kserówek w formacie A3.

     2. Załatwiam nagłośnienie. Szału nie potrzeba, ale to już kolejne 300 zł w plecy.

Do przyjazdu jestem już 400 zł i trzy dni pracy do tyłu. Przyjeżdża kapela, wszystko gra, po próbie fajna atmosfera. Przychodzi godzina koncertu. Część osób przychodzi na imprezę. Stali bywalcy widząc, że trzeba zapłacić za wejściówkę pytają, czy mogą wejść „tylko na piwo”, po czym idą w inne miejsce. W klubie jest 47 osób, które dały po 15 zł za bilet. Mam w łapie 705 zł z czego 400 zł dawno przestały być moje, płacę zespołowi i jestem 80 zł + trzy dni pracy w deficycie.

Co z tego, że muzycy i ich fani są zadowoleni? Pozytywne komentarze na forach, wszyscy klepią mnie po plecach, gratulują itd... Ale ja czasowo i finansowo jestem w plecy! I jeszcze właściciel lokalu ma pretensje, że na koncert przyszło dwa razy mniej osób, niż zakładano…

Z jednej strony to piękna idea – promocja młodych zespołów, czy krzewienie kultury. Ale róbmy to w państwowych instytucjach, nie w prywatnych pubach.

Oczywiście za chwilę część osób powie: „Dlaczego nie załatwiłeś sponsorów na koncert? Przecież to świetna reklama, na pewno ktoś się znajdzie. Jakbyś chciał, mógłbyś na tym jeszcze zarobić”.

111guitgkarol

LUDZIE, jaki szanujący się przedsiębiorca, sponsor wywali jakąkolwiek kasę na reklamę w małym pubie na koncercie nieznanej kapeli? Mam kilku stałych sponsorów, który wspierają moje działania i owszem dadzą 50 zł, raz 100 zł. Ale potem kręcą nosami, że osób było mało i w sumie się to nie opłacało. Nie lepiej zostawić ich na większą imprezę, czy koncert charytatywny i może zamiast 100 zł zasponsorują aż 500?

Reasumując, dla mnie najlepszą umową między organizatorem, a artystą w małych miastach i równie małych klubach jest podział procentowy z bramki. Nikt do nikogo nie będzie miał pretensji, że zabrakło 20, 50, czy 500 zł. Stosuję tę metodę od 3 lat i działa. Zarówno z małymi kapelami, jak i większymi. Jeżeli muzyk oraz organizator realnie i odpowiedzialnie podchodzą do tematu każdej imprezy, nie będzie zjawiska zwanego „wykorzystywaniem”.

Każda miejscowość jest inna. Przy takich akcjach każdy występ trzeba traktować indywidualnie. Ludzie, fani, odbiorcy – nie chcą ruszyć „czterech liter” z domu i dać 20-40 zł za koncert.

Dlaczego tak jest? Kto jest winien, że zespoły nie zarabiają?

Masa darmowych imprez. Dlaczego? Ludzie są uczeni że nie trzeba płacić że zobaczyć dobry koncert. Dni miasta, początek wakacji, zakończenie roku, dzień jabłka, święto snopka itd.

Co się ludziom dziwić, że nie pójdą do klubu na mały koncert za 15 zł, skoro na dożynkach 30 kilometrów dalej wystąpi T.Love, Budka Suflera ZA DARMO! Słuchacze zaleją gaz do golfa, pojadą w pięć osób i wydadzą na to po kilka złotych…

Wielu menadżerów i organizatorów, których znam stosuje podobne techniki organizacyjne, co się sprawdza. Wszyscy uczymy się od siebie nawzajem i wyciągamy konsekwencje z każdej sztuki. 90 proc. organizatorów gra w kapelach. Chcielibyśmy dobrze płacić wykonawcom, żeby potem nas spotkało to samo. Mamy w Polsce ogromną ilość młodych kapel. Mamy teraz dostęp do sprzętu, płytę i teledysk nagrać możemy w domu. Niestety trzeba trochę pokory i dystansu do siebie, własnej twórczości, czy popularności. Nie oczekiwać po roku grania gruszek na wierzbie. Oczywiście pewnych „organizatorów” trzeba omijać dalekim łukiem, bo można popłynąć i to nieźle. Na szczęście w dobie internatu łatwo znaleźć odpowiednie osoby do współpracy.

GRUNT TO WZAJEMNE ZROZUMIENIE I ZAUFANIE. TRZEBA DOSTSOWAĆ SIĘ DO RYNKU, BO KAŻDE MIEJSCE JEST INNE.

NIE WOLNO MYŚLEĆ SCHEMATAMI – SKORO TAM MI ZAPŁACILI 1000 ZŁ, TUTAJ TEŻ MUSZĄ…

…TO JEST NAJBARDZIEJ ZGUBNE…

123karolkulagaaagfj

MUZYK/MENADŻER     

Cała zabawa w organizowanie imprez dała mi sporo do myślenia. Sam gram i chcę koncertować. Na początku też się dziwiłem, że mogą nam nie dać 500 zł za koncert, czy choćby kasę na paliwo. Nawet jeździliśmy na dwie kapele jednym busem. „Co to jest 500 zł na dwa zespoły!” – psioczyłem, wyzywałem i mówiłem, że jest źle. Kiedyś znalazłem gościa, który dał nam 500 zł na dwie ekipy. Szczęśliwi pojechaliśmy na miejsce koncertu, zrobiliśmy próbę. Widzieliśmy plakaty na mieście, promocję w necie – wszystko stało na dobrym poziomie.

I wiecie co?

Na nasz występ przyszło raptem 30 osób (bilety po 10 zł… ). Przyszedł chłopina po koncercie (bardzo mu się podobało), wyciąga z portfela umówione 500 zł i NIE WZIĘLIŚMY tych pieniędzy. Zrobiło nam się zwyczajnie głupio. Ale impreza potem była przednia ;)

Zrozumiałem wtedy, że nie mogę brać kasy za występ, skoro moja nazwa, muzyka, mój dorobek ściąga do klubu tylko 30 osób, które płacą za wstęp po 10 zł… A chciałbym, żeby za sztukę było dwa razy tyle. Przecież nawet tego nie przepiją w barze. Nie mówiąc o pracy ludzi, opłatach za prąd, ogrzewanie, nagłośnienie. Pewnie! Możemy powiedzieć „Biznes is biznes” – powiedział 500 zł, bierzemy i dziękujemy. Nie postąpiłem tak, za co gość załatwił mi w sezonie dwa plenery po 2500 zł za sztukę. Do tej pory do nas dzwoni, jeżeli jest potrzeba.

Teraz jak organizuję trasę i poruszam kwestie finansowe, myślę sobie „Kurde, fajnie byłoby wziąć 700 zł. Miałbym z głowy na przykład nocleg”. Po chwili zastanawiam się: „Zaraz! Czy jakbym robił ten koncert, zapłaciłbym te 700 zł?”.

Jeżeli załatwiam imprezy swojej kapeli, biorę umówiony procent z bramki (70 - 90 proc.), wysyłam swoje bilety, plakaty, bannery. Czasami nawet mamy własne nagłośnienie. Dzięki temu możemy zagrać wszędzie, ponieważ to są realne zasady. Obie strony podejmują takie samo ryzyko. Aczkolwiek i tak dużo mniejsze, niż przy stawkach – nawet jak ktoś mi zagwarantuje 1500 zł, a z biletów uzbiera się 300zł, to co? Co z tego, że spisaliśmy umowę? Przecież nie będę się z gościem ganiał po sądach, czy ścigał go z bejsbolem…

Przeczytaj: „Może czas ściąć włosy i uczyć się rapować?”

Zespół jest dla mnie taką samą inwestycją, jak każda inna firma – na początek trzeba wyłożyć na swój sprzęt, marketing, rozwój. Mamy własne nagłośnienie, plakaty, koszulki, billboardy, bannery – pełen serwis. Na przestrzeni lat poszło jakieś 20 000 zł, ale inwestycja się zwraca. Otwierając działalność i biorąc pieniądze Urzędu Pracy wszyscy narzekają, że 40 000 zł to mało i nie wiadomo, czy to się zwróci.

Na szczęście coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Dzięki temu coraz mniej osób/organizatorów dokłada do interesu. I o to właśnie chodzi. Tym samym coraz więcej grup muzycznych schodzi z tonu (nawet gwiazdy) i podczas klubowych koncertów idą na rękę organizatorom. Na trzepanie kasy są plenery. Jesienią te pieniądze trzeba przepić na trasach po klubach – innej rady nie ma.

Każdy chce zarabiać kokosy, a robić nie ma komu.

Materiał przygotował Karol Kułaga ze stowarzyszenia mROCK, a także gitarzysta i manager zespołu myMadness.

Fejsboczek