Komentarz czytelnika: „Cios łokciem od tego najbardziej kościstego”

Autor: Redakcja 16/10/2013 17:52

Zachęcamy Was do wyrażania swoich opinii na świętokrzyskim portalu muzycznym. Jeżeli rock i metal nie są Ci obce, napisz do nas!

***

Ostatnio trafił mi się wyjątkowo nudny koncert, więc mimo cudownie brzmiących nazw, z pewnym lękiem wybrałam się do Woora. I choć była to wyprawa na koncert zespołu Zacier, to i tak dotarłam spóźniona.

Frekwencja pod sceną była prawie zaskakująca, w każdym razie musiałam mocno pożałować swojego spóźnienia... Ale już niedługo potem z radością słuchałam Szturm emerytów na Hale Banacha – tuż obok nich gładziłam przez parę miesięcy płyty chodnikowe na przystanku (Hal, nie emerytów), kiedy mieszkałam w stolicy. A dalej było przedstawicielstwo fauny, baraninowo-dżdżownicowo-niedźwiedziowo, soczyste dźwięki gitar i bardzo rockowa wersja Pieśni o Rzodkiewkach, która należy do moich w ogóle ulubionych piosenek.

Kabanos i Zacier (galeria nr 1)

Pewnym nieporozumieniem było rozgrzanie do czerwoności publiki Odpadem Atomowym, jednocześnie zapowiadając zbliżający się koniec występu. Po czym nastąpiła piosenka egzystencjalna Róbrege, udało się stworzyć radośnie krążący po sali pociąg i już trzeba było krzyczeć o więcej. Więcej było bez zbędnej maniery, uderzający w moje największe sentymenta Motórhed i dla równowagi nieco flory, czyli owocowy Zacier. Fantastycznie wokalista wymigał się od domagającej się jeszcze publiczności, wymuszając skandowanie nazwy Kabanosa.

O ile to możliwe Kabanos sprawił, że frekwencja się poprawiła, Woor okazał się być miejscem ciasnym, małym i głośnym! Zespół od razu zaserwował uderzenie mocne i utrzymywał poziom, a nawet podkręcał atmosferę do ostatnich minut występu. Początek prawie wojenny, musiałabym być zupełnie nieczuła, żeby nie poczuć rozkosznego dreszczu rockowego grania, pewne rozczarowanie zgromadzonych wzbudził brak Czerwonej musztardy; bliskie rozważaniom egzystencjalnym Klocki, urocza Jagoda, i jak wcześniej u Zaciera, spore przedstawicielstwo świata zwierząt, żeby po Motylu (chociaż to owad), przejść do świata bardziej roślinnego w Zupie kalafiorowej.

Kabanos i Zacier (galeria nr 2)

Z powodu licznych siniaków posiadanych, moje szaleństwo było mocno zachowawcze, a i tak zdołałam zebrać kilka ciosów łokciami w szyję, w tym chyba najbardziej kościstego z obecnych na sali. Krótko mówiąc krew, pot, bez łez, czyli najlepsza możliwa impreza.

Liczne podziękowania za gorące (a nawet wrzące) przyjęcie, nie mogły być zwykłą uprzejmością, bo wokalista z wyraźną przyjemnością dołączył w zabawie do publiczności, a możliwe, że bawił się lepiej, bo jako gwiazda miał prawo wstępu na bar (dosłownie). Bez bisów się nie mogło obyć (ale dlaczego koniec koncertu w ogóle musiał nastąpić?), upragnione przez publiczność Buraki, urocze Chmurki na nieboskłonie, i Kaszanka wykonana z Zacierem i niestety koniec...

Kontynuacja poza Woorem, ale z Kabanosem pozostanę na dłużej.

Agatonku

***

Czytaj relację portalu RoCKonline.pl.