Koncertowe wilki dwa we Wspaku. Różne oblicza Luxtorpedy

Autor: Maciej Urban 15/05/2014 18:25

Pierwszy dobry zwiastun – już w przeddzień imprezy wyprzedane zostały wszystkie wejściówki na koncert. To w Kielcach raczej się nie zdarza. Luxtorpeda za dychę? Czemu nie. Za dwie? Też nieźle. Publika chętnie łykała także bilety nie objęte ulgą studencką. Kolejne 20 osób pod klubem oraz rzesze internautów dopytujących o wstęp, pocałowało przysłowiową klamkę.

Kiedy grupa szczęśliwców znalazła swoje kilka centymetrów podłogi we Wspaku, Luxtorpeda rozpoczęła zabawę. Na dzień dobry Od może do może, czyli szybko i mocno oraz podbicie tempa przez JUZUTNUKU. Następne – J'eu les poids. Mogło się wydawać, że przy tak tanich wejściówkach, na koncert przyjdzie przede wszystkim przypadkowa publiczność. Nic bardziej mylnego. Numery chociaż nowe, były już przez kieleckich słuchaczy doskonale znane. Wspólne śpiewy, zabawa w rytm muzyki – wszystko się zgadza.

Zobacz zdjęcia z koncertu

Gramy w Kielcach pierwszy raz. Szkoda, że nie w większej sali. Zróbcie z tym coś! – skwitował Litza. Tuż po tych słowach rozbrzmiał kawałek, na który bardzo czekałem. Wilki dwa – czyli uwielbiana przez fanów muzyczna perfekcja pochodząca z albumu „Robaki”. Początek imprezy, a ja słyszałem już niemalże wszystko. Jeszcze ta wisienka na torcie, czyli odśpiewanie przez publikę refrenu tego kawałka A cappella… Jest dobrze!

Może poza akustyką lokalu. Ale o tym, że we Wspaku dźwięk odbija się od wszystkich ścian, wiemy nie od dziś.

W tych wszystkich emocjach, testosteronie wiszącym w powietrzu, zadziwiał mnie spokój wokalistów. Hans jakby odcięty od tego świata, z kolei Litza emanował zadziwiającym spokojem. Nawet wtedy, gdy ktoś z publiki postanowił udzielić rady muzykom: – Napierdalać! Odpowiedź lidera bezcenna: – My nie napierdalamy piosenek.

Znane z koncertów słówko, na tej imprezie już więcej nie wybrzmiało.

Kolejne numery wystrzeliły, jak z wyrzutni rakiet: Pusta studnia – moja faworytka, Mambałaga – torpeda rozsadzająca salę. Jeżeli przy pierwszym z nich publiczność bawiła się dobrze, przy kolejnym oszalała. A pod sceną solidne „pogo”, w jakie tym razem nie odważyłem się wskoczyć. Trzeba oszczędzać kolano na Metallicę :)

„Ona i on znowu przeciwko sobie” – wyleciało z głośników, czyli kawałek Od zera, jaki tuż po Fanatykach zawładnął kieleckimi słuchaczami. Z kolei W ciemności to zderzenie się ze sobą dwóch ścian. Wall of death w małej formie we Wspaku i to aż dwukrotnie. – Macie jeszcze trochę siły!? Fajnie, że jesteście tu, a nie przed komputerem – oznajmił ze sceny Robert Friedrich.

Następnie przez klub studencki przelecieli Niezalogowani z outrem żywcem wyciągniętym z Fade to black. Chwilę później wyczekiwany przez wszystkich Autystyczny, który nie zawiódł. Z kolei tutaj za wyjście muzykom posłużył inny klasyk – Sunshine of Your Love. Dalej – Mowa trawa, a także Gdzie Ty jesteś? będący coverem grupy Pięć Dwa Dębiec.

111tonetopneserce

Koncert powoli dobiegał końca, m.in. poprzez Amnestię. Tuż po niej Litza wyznał, że dwa tygodnie temu miał urodziny, co spotkało się z wrzawą: „sto lat, sto lat”. – Chcę powiedzieć o czymś innym – odpowiedział lider grupy. Niestety zdarzały się pojedyncze osoby, które były tak nawalone, że ten argument do nich nie dochodził. – Jeżeli nie chcecie słuchać, gramy dalej – ostrzejsza wypowiedź frontmana poskutkowała.

Był wtedy z nami pewien gość. Miał on na plecach wydziarane „Prison Hell”. Kiedyś był w więzieniu. Znałem go, bo przychodził czasem pożyczać 5 złotych na jabola. Albo chodził do sąsiadki, brał od niej makaron i tak się wymienialiśmy. Spotkaliśmy się w dniu moich urodzin, zawołałem go: „chodź, wszyscy są, cała Luxtorpeda”. Nie chciał wejść. W końcu się zgodził, jednak nic nie jadł. Piliśmy, przecież jestem dorosły. ..Powiedział, że było mu tam dobrze, jak w niebie. A teraz jest już po drugiej stronie… umarł. Ta Amnestia jest dla niego.

W międzyczasie przewinęła się także opowieść o początkach Hansa w Luxtorpedzie, a nawet o pewnym wtedy mało znanym kieleckim raperze, dla którego Acid Drinkers miało nagrywać gitary na płytę. – To był Liroy – skwitował Friedrich.

Koniec imprezy zwieńczony został… ciszą. Luxtorpeda nie zagrała na bis. Niejeden fan z pewnością był tym faktem zniesmaczony, czy zawiedziony. Natomiast ja poczułem małą ulgę. Choć koncert odebrałem bardzo pozytywnie, w jego ostatnich minutach byłem już znużony, miałem dość. Dla mnie występ i tak był nieco przeciągnięty.

Co nie oznacza, że na kolejny występ się nie wybiorę. Wręcz przeciwnie – czekam na następną imprezę z udziałem Luxtorpedy w województwie świętokrzyskim, czy gdziekolwiek indziej.