
Wielki Ogień przygasł. Czarne chmury nad Ostrowcem
Zanim na scenie pojawiło się Illusion, odwiedził nas stary znajomy. Na deskach ostrowieckiego amfiteatru stanęło trio legitymujące się szyldem Polska B. I to właśnie na ich barkach spoczęła zobowiązująca odpowiedzialność polegająca na przygotowaniu słuchaczy do kolejnych godzin soczystego łomotu.
Skąd ich znamy? Dokładnie rok temu Polska B wygrała festiwal im. Miry Kubasińskiej w ramach Konkursu Młodych Wykonawców. Dodatkową nagrodę dla najlepszego instrumentalisty zgarnął wtedy Marek Ksepko. Ukoronowaniem triumfu białostockiej formacji była możliwość zagrania koncertu na kolejnym Wielkim Ogniu. Tym razem w roli supporta poprzedzającego gwiazdę.
Nie wiem, czy po zakończeniu swojej setlisty powiedzieli sobie „warto było przyjechać”. Moim zdaniem warto było ich zobaczyć i usłyszeć. Mocne dynamiczne riffy okraszone wokalem MADE IN 80’ może nie do końca są moją ulubioną mieszanką, ale czemu nie. Na koniec Dojarka, czyli polskojęzyczne (w BARDZO swobodnym tłumaczeniu) wykonanie Killing In The Name ekipy Rage Against The Machine – pozytywny akcent i zarazem dobre wprowadzenie do finałowego występu.
Sobotni gwóźdź programu dość szybko zameldował się na scenie. Jako ostatni z ekipy na deskach pojawił się Tomasz „Lipa” Lipnicki odziany w jaskrawy dres. „On będzie w tym grał?” – usłyszałem jednym uchem i pomyślałem, że akurat jego ubiór ma najmniejsze znaczenie.
Soczysty set przypadł publice do gustu, a szaleństwo przy barierkach zdawało się nie mieć końca. Na dokładkę muzycy wykonali kilka kawałków z najnowszego krążka „Opowieści”. Te były poświęcone pamięci Miry Kubasińskiej. Bawili się najmłodsi, jak również starsi. Po drodze napotkałem też kilku „baunsujących” dziadków. Dwoma słowami – Wielki Ogień!
Z ogromnym zaciekawieniem przyglądałem się partiom „pływaków” lądujących na scenie. Mistrzostwo świata w konkurencji „Nie daj się złapać ochroniarzowi”. Jeden z klientów przeszedł nad barierką, wskoczył na scenę i nawet zdążył dobiec do „Lipy”. Kilku innym ta sztuka już nie wyszła. Albo ściągani byli przy barierkach, bądź po tym jak wskoczyli na deski amfiteatru.
Trochę szkoda, że przy całej przedniej zabawie pojawiły się jednostki domagające się utworu Nóż wtedy, kiedy kapela zaczęła grać inny kawałek. Niektórzy powiedzą, że Lipnicki miał nieuzasadnione pretensje do słuchaczy, z kolei jego morały były niepotrzebne. Moim zdaniem publika na manifest ma czas w przerwie między kawałkami, nie na początku jednego z nich. Odwołuję się do przyjętej zasady: gdy ktoś się wypowiada, nie powinniśmy mu przerywać.
Sobotniego wieczoru na Wielkim Ogniu pojawiło się bardzo wielu ludzi, w tym znaczna część tzw. świadomych fanów. Cieszy, że „stężenie mroku” tym razem wyniosło niemalże 100 proc. Ale jestem przekonany, że gdyby nie fatalna pogoda, słuchaczy byłoby znacznie więcej.
Tweet