Indios Bravos? Lubię to!

Autor: Redakcja 28/10/2014 19:18

Do Woora dotarłem niedługo przed godziną 20. Na wejściu czekała mnie już pierwsza miła niespodzianka – frekwencja. Na dobre pół godziny przed początkiem występu ciężko było dotrzeć do baru i spokojnie kupić sobie coś do picia. O komfortowym oglądaniu meczu nawet nie wspomnę.. Ale do diabła tam z piłkarskimi emocjami, kiedy w końcu na koncert dociera tyle osób ile powinno przychodzić zawsze!

Zobacz galerię z koncertu - autor: Maciej Wadowski

Indios Bravos, jak na gwiazdę wieczoru przystało, pojawili się na woorowej scenie z kilkunastominutowym opóźnieniem, co rozgrzało zgromadzoną publiczność lepiej niż jeden support. Od pierwszych minut koncertu w oczy oraz uszy rzuciło mi się kilka rzeczy, które pomimo wcześniejszych wątpliwości nastroiły mnie pozytywnie:

Nagłośnienie

Całkiem niedawno komplementowałem nagłośnienie, jakie udało się osiągnąć w klubie przy Placu Wolności 1 sandomierskiemu Corruption. Jednak to jak zabrzmiał w sobotę popularny Gutek i spółka to już była absolutna ekstraklasa. Choć tak na upartego to wokal czasami potrafił się gdzieś zagubić w gąszczu instrumentów. Ale ciii! To się wytnie.

Ruch na scenie

Przez cały, ponad dwugodzinny, koncert na woorowej estradzie ciągle się coś działo. Solówka na perkusji? Proszę bardzo! Gość w stroju Indianina? Czemu nie! Na nudę w sobotni wieczór nikt narzekać nie mógł.

łone

Setlista

W tym względzie może nie jestem ekspertem, ale wszyscy znajomi ją sobie chwalili. Na pewno nie zabrakło najważniejszych utworów takich jak A kiedy dnia pewnego, Pom Pom, Lubię To, Tak to Tak, Wolna wola, Zabiorę Cię czy Wyjątkowo ważna.

Żywiołowa publiczność

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce.. Mniej więcej wtedy ostatni raz widziałem tylu ludzi naraz w Woorze. W niektórych momentach występu przejście z jednego końca klubu na drugi zajmowało parę minut. W dodatku publika nie przyszła postać, posłuchać muzyki i poklaskać niemrawo tylko aktywnie bawiła się z muzykami śpiewając, skacząc i tańcząc. Nawet Ci bardziej nieśmiali tupali dyskretnie nogami.

Nic więc dziwnego, że sobotni występ Indios Bravos zakończył się dobrze po 22, po kilkukrotnym bisowaniu. Kieleccy fani nie pozwolili również zespołowi opuścić miejsca koncertu od razu po jego zakończeniu. Choć trzeba przyznać, że muzycy rozdając autografy i pozując do wspólnych zdjęć wcale na wyjątkowo smutnych nie wyglądali.

Podsumowując.. Indios Bravos przyjeżdża do Twojego miasta? Nie lubisz takiej muzyki? Uważasz, że nic Cię do niej nie przekona? W takim razie mam dla Ciebie jedną radę: idź na ten koncert! Skoro Gutek i spółka potrafili złamać i zaprosić do wspólnej zabawy takiego sceptyka jak ja to znaczy, że znają się na rzeczy i warto dać im szansę! Po sobotniej imprezie życzyłbym jedynie Wam i sobie, żeby w naszym smutnym kraju było więcej takich kapel. Świat byłby wtedy dużo weselszym i lepszym miejscem.

tu