Wrażenia z koncertu Lorein. „Dzieci wesoło…”

Autor: Maciej Urban 07/04/2015 20:14

… To i poszedłem. Oczywiście spóźniony. Wpadłem dopiero na piąty kawałek tej zapomnianej przeze mnie grupy. Jak to było? „Tylko po chodniku” – podpowiedział mi ktoś z niewielkiego tłumu, jaki zjawił się tego wieczoru w Woorze. W sumie była to garstka ludzi. Na oko, 40 głów.

Pochorowali się po Lanym Poniedziałku, czy co? Może przejedzenie, albo permanentne wyjebane na kolejne rockowe ekipy grające przy Placu Wolności. Serio – w Woorze fajnie wychodzą również takie koncerty. Nie tylko hard death black nunczaki orientu speed metal, punk i rapsy.

Ale wróćmy do meritum.

Tylko po chodniku. Przyjechali do Kielc z Dąbrowy Górniczej i grają coś, co nazywa się „punky-ska”. Piątym kawałkiem na ich setliście były Dzieci Elektrycznych gitar. Od razu miło się zrobiło – coraz cieplej, kroi się jakaś impreza na działeczce, ognisko, w tle gitary, śpiew itd.

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły…

Od razu ich polubiłem. Potem było już tylko lepiej. Szczególnie po utworze Noc jest młoda. Polecam! Dojrzałe granie, a nie tam jakieś szkolne „pitu pitu”. Chłopaki wiedzą, co chcą robić. Dorzucamy jeszcze gitarzystę, który kupił mnie swoją energiczną grą na instrumencie. Efektownie i z tego co słyszałem, także efektywnie.

Zobacz zdjęcia z koncertu (autor: Maciej Wadowski)

Łycha dziegciu do beczki miodu – za głośno panowie, za głośno. Realizatorzy przy stole wszystko zgonili na was.

I jeszcze jedno, przez cały występ miałem nieodparte wrażenie, że słyszę… „Grabaża” z Pidżamy Porno. Facet na wokalu brzmiał niemal tak samo. Teraz słucham nagrań studyjnych i to jednak nie „Grabaż”! Dość ciekawy mastering płyty, albo wokalista zmienił głos.

Panowie, gracie fajną muzykę. Zdaje się, że kariera przed wami. O dziwo, największą przeszkodą może okazać się rozpoznawalny wokal. Nie wiem, czy ludzie będą chcieli słuchać kolejnej metamorfozy „Pidżamy”. Z drugiej strony, koncert wyszedł dużo fajniej, niż kawałki nagrane w studiu.

Lorein to nie Kings of Leon

Skoro jestem już przy wykonach „na żywo” i porównywaniu tego do nagrań „płytowych”, na pierwszy front wystawia się Lorein, nasza świętokrzyska perełka. Chciałem w końcu zobaczyć gości w akcji. Nie w telewizji, nie na You Tube, tylko Live!

Co prawda, nie jest to muzyka, za którą sprzedałbym samochód (którego nawet nie mam), czy ogoliłbym się na przysłowiowe „zero”. Ale muszę przyznać, że było całkiem przyjemnie. Szczególnie, że Łukasz Lańczyk na wokalu robi wrażenie. Fajne i imponująco wysokie partie wokalne, z których nie wypadał, trzymał dźwięk. Detal, który przypadł mi do gustu.

Też cholernie bardzo spodobał mi się akustyczny Morning Run. Wsadzamy w szaty tego utworu Caleba Followilla z Kings of Leon i mamy komercyjny przebój zbliżającej się jesieni. P.S. To nie tak, że z „Lanietzem” brzmi słabo itd. Wręcz przeciwnie. Ale Lorein jednak nie jest tak popularne jak „KoL”.

Fajnie było zamknąć oczy i odpłynąć przy kawałkach grupy Lorein. Ostatnio poczułem się tak przy koncercie Tides From Nebula. Człowiek odlatuje. Coś wspaniałego.

Nie obiecuję, że to zrobię, ale kolejna dobra okazja przed nami. Lorein lada dzień zagra w klubie Gin-Ger. Za darmo! Może się wybiorę, bo warto. Wam też polecam.

Koncert oceniam na solidne 6,5/10. To nie moja bajka, ale nie żałuję. Dobry koncert w kieleckim klubie Woor.