W poszukiwaniu zapomnianego basu

Autor: Bartosz Osman 23/08/2010 21:48

Będę szczery. Do klubu przy Placu Wolności 1 przybyłem w piątek głównie ze względu na koncert Aversji i pod tym względem się nie rozczarowałem. Panowie (oraz pani) zaprezentowali się od swojej najlepszej strony. Jakie były najjaśniejsze punkty ich występu?

Zobacz fotorelację z koncertu (autor: Maciej Wadowski)

Pkt 1: wokalistka. Ogólna ilość kobiet w świecie heavy metalu nie jest zbyt wysoka. Jeśli zawęzimy nasze poszukiwania do bardziej ekstremalnych odmian gatunku to wynik będzie w stanie pokazać na palcach jednej ręki sześćdziesięcioletni drwal, który w swojej długiej i bogatej karierze nie miał szczęścia do bezwypadkowej pracy. Tym bardziej cieszmy się, że mamy na naszej skromnej, kieleckiej scenie dziewczynę, która potrafi zaśpiewać z siłą młota pneumatycznego.

Emilka może i wydaje się na pierwszy rzut oka niepozorna, cicha, w dodatku na scenie jest osobą raczej mało dynamiczną, za to swoim głosem mogłaby obdzielić kilkoro wokalistów. Tym bardziej szkoda, że w piątkowy wieczór wokal był na tyle ch.. kijowo nagłośniony, że często i gęsto gubił się pośród innych instrumentów.

Pkt 2: perkusista. Podobna sytuacja jak powyżej. Pawła przed koncertem ciężko było dostrzec zza bębnów. Tymczasem po rozpoczęciu występu musiałem zbierać szczękę z podłogi (podobnie zresztą jak kilka innych osób), ponieważ okazało się, że z obsługą pałeczek perkman Aversji radzi sobie lepiej niż pewna znana aktorka Sasha.

Pkt 3: kompozycje. Powiem tak: muzyka tworzona przez kieleckich muzyków nie jest z pewnością przełomowa. Słychać w niej wyraźne inspiracje takimi kapelami jak Metallica, Pantera czy Sepultura. I tu dochodzimy do sedna – to tylko inspiracje, a nie kopiowanie stylu legendarnych formacji. Autorskie kawałki Emilki, Kuby, Pawła i Mateusza są godne polecenia każdemu, kto mieni się wielbicielem wcześniej wymienionych kapel.

No dobra, marchewki zjedzone, więc czas wyjąć kije.

Jeden raz kijem na gołą dupę należy się za nagłośnienie, które cierpiało na syndrom „… And Justice For All”, czyli gitara i perkusja zagłuszają wszystko, spod nich przebija wokal, a bas… No cóż, gdyby ktoś niewidomy zjawił się w piątek w Woorze to pomyślałby, że kapela gra bez basisty. A szkoda, bo gdy pod koniec koncertu nagłośnienie nieco się poprawiło to słychać było, że Mateusz wykonuje kawał dobrej, solidnej roboty.

Słowem podsumowania: przed kieleckimi muzykami wciąż jeszcze sporo pracy. Choć grupa zaprezentowała w piątek naprawdę porządną sztukę to wciąż momentami słychać, że formacja potrzebuje jeszcze więcej ogrania. Warto również zwrócić większą uwagę na gitarowe solówki, bo po zakończeniu występu ich niedosyt odczuwałem najbardziej.

P.S. Po Aversji na scenie pojawiła się jeszcze radomska grupa Lustro. Mówiąc krótko: nie mój styl, nie moja bajka. Owszem, ich muzyka była bardzo fajnym tłem do rozmowy przy piwie przy barze, ale nie zainteresowała mnie na tyle, żeby śledzić z uwagą cały koncert. Niemniej jednak, życzę im wszystkiego dobrego w dalszej karierze.