
Trzy razy TAK dla Live at Woor
Jako pierwsi na scenie pojawili się młodzi muzycy z Distorted Transmission. Miałem okazję widzieć ich na żywo już parę razy, ale było to spory kawałek temu. Tym bardziej byłem ciekaw jak chłopaki zaprezentują się przed woorową publiką. No i zaprezentowali się dobrze. Tylko dobrze i aż dobrze. W grze kieleckiej kapeli słychać jeszcze, że potrzebują ogrania. A to momentami jeden instrument rozminął się z pozostałymi, a to ktoś nie do końca zagrał coś tak jak powinien, a to wokal nie wyciągnął „górki”. Troszkę inaczej mogła być również ustawiona setlista występu. Sporo w niej było kawałków utrzymanych w średnich tempach (i to granych po sobie), przez co zabrakło w niej nieco dynamiki.
No, ale dobra. Zanim fani Distorted Transmission nadzieją mnie na pal niczym pewnego sienkiewiczowskiego bohatera, co to miał siną farbą ryby na piersi kłute, napiszę, co w sobotnim występie chłopaków mi się podobało. Przede wszystkim świetny kontakt z publiką, która szybko dała się wciągnąć do wspólnej zabawy i pozostała aktywna aż do końca koncertu. Oprócz tego swoboda na scenie. Młodzi panowie czują się na estradzie i w swoim towarzystwie bardzo dobrze, co widać, słychać i czuć. Jeśli tylko poświęcą jeszcze więcej czasu na próby, granie koncertów i pracę nad autorskim materiałem będziemy mieć mnóstwo pociechy z Distorted Transmission.
Po krótkiej przerwie swoje show rozpoczął Szylu Paza & Paul Dabliu. Tak jak ich występ przed Kultem w listopadzie ubiegłego roku w Kielcach nie do końca mnie przekonał, tak wczorajszym koncertem mnie kupili. Masa pozytywnej energii, która błyskawicznie porwała do wspólnego szaleństwa publiczność, świetne zgranie, bardzo dobra i wprowadzająca powiew świeżości sekcja dęta, gitarzysta niesiony na rękach fanów i grający na gitarze w tym samym czasie, no i basistka, która czarowała nie tylko swoją grą na basie – to najlepsze podsumowanie tych kilkudziesięciu minut jakie grupa wypełniła swoją muzyką. Szylu Paza & Paul Dabliu – duże brawa. Byłyby jeszcze większe, gdyby wokal był wyraźniejszy i mniej chaotyczny ;-)
Na koniec na woorowej scenie pojawiła się formacja Atom. Tutaj niestety musicie wybaczyć Waszemu skromnemu redaktorowi, ponieważ musiał on wyjść zaraz na początku tego występu. Na swoje usprawiedliwienie oraz obronę ma jedynie to, że nie codziennie najlepszy kumpel urządza „pępkowe” w związku z urodzinami pierworodnego.
Podsumowując, w sobotni wieczór w Woorze każdy fan rockowych dźwięków mógł znaleźć coś dla siebie. Wszystko, co powinno mieć miejsce podczas dobrego, rockowego koncertu takowe miejsce miało. Pozostaje życzyć Wam i sobie, żeby każda kolejna zagrożona odwołaniem (oj, nieładnie proszę pana, nieładnie, ale publicznie nic więcej już nie powiemy) impreza odbywająca się w murach klubu przy Placu Wolności 1 była podobnie udana.
Tweet