665, czyli prawie szatany. Czegoś zabrakło

Autor: Asgaard 16/09/2015 22:16

Do dziś ostro słucham jedynie polskiej grupy Lux Occulta, która grała przecudowny black metal przesycony awangardą. Szkoda, że (póki co) na scenie ich nie zobaczymy. Wielka strata dla polskiej muzyki undergroundowej.

Z tego względu warto było w środę odwiedzić kielecki klub Woor, w którym zagrała bułgarska formacja Claymore. Była w niej iskra polskiej Lux Occulty, jakieś nawiązanie.

Przede wszystkim duża doza eksperymentalności, ciężkiej zabawy połączonej z aksamitną melodyjnością. Częste zmiany tempa, Złożone technicznie riffy, czy duży udział instrumentów klawiszowych. Aż nóżka zaczęła sama chodzić, a główka skłaniać się do uderzeń werbla. Miło było tego posłuchać.

Ale jak wspomniałem, Claymore to zaledwie iskra tego, co chciałbym usłyszeć.

Niewiele ponad godzina gry pozwoliła wyczuć, z czym przyjeżdża do nas bułgarska grupa. Fajne pomysły, dobre riffy i ciekawa muzyka wymagają dopieszczenia. Mam wrażenie, że przyjezdnej ekipie w trudnych technicznie miejscach właśnie tego zabrakło. Przez to smaczki, które powinny być eksponowane, rozbiły się o ścianę dźwięku, natomiast perkusja nie zawsze zgadzała się z pozostałymi instrumentami – zapewne ktoś zaraz zgoni na odsłuch.

Mam także w głowie potężny dysonans po tym, co zobaczyłem. A w środę widziałem całkiem sporo. Z jednej strony próby stworzenia show, klimatyczne wstawki z kobiecym wokalem, adoracja… ludzkiej czaszki (zapewne sztucznej), pentagramy, złowrogie spojrzenia. Z drugiej natomiast klawiszowiec skaczący z boku na bok jak Papa Smerf, totalny brak konsekwencji w ubiorze, ogólna groteska.

Jestem za konsekwencją – albo bawimy się w szatanów na 100 procent, skoro mówimy „A”, za chwilę dopowiadamy również „B”, albo odrzucamy to i zostawiamy czaszkę w Bułgarii.

Poza tymi mankamentami, ludziom raczej się podobało. Pojawiały się głosy pełne sceptycyzmu, ale nie brakowało również gromkich braw. Skoro słuchacze domagali się bisu, a pogować zaczęli już po 16 minutach, należy przyjąć to jako dobry znak. W końcu ten gig przyciągnął około 80 osób. To całkiem nieźle, szczególnie na środek tygodnia.

– Claymore, nice job! – tyle mogę powiedzieć. Nieźle, ale do ideału sporo brakowało.

Ocena: 6/10

Żeby nie było tutaj gołosłowności, warto posłuchać ideału: