
665, czyli prawie szatany. Czegoś zabrakło
Do dziś ostro słucham jedynie polskiej grupy Lux Occulta, która grała przecudowny black metal przesycony awangardą. Szkoda, że (póki co) na scenie ich nie zobaczymy. Wielka strata dla polskiej muzyki undergroundowej.
Z tego względu warto było w środę odwiedzić kielecki klub Woor, w którym zagrała bułgarska formacja Claymore. Była w niej iskra polskiej Lux Occulty, jakieś nawiązanie.
Przede wszystkim duża doza eksperymentalności, ciężkiej zabawy połączonej z aksamitną melodyjnością. Częste zmiany tempa, Złożone technicznie riffy, czy duży udział instrumentów klawiszowych. Aż nóżka zaczęła sama chodzić, a główka skłaniać się do uderzeń werbla. Miło było tego posłuchać.
Ale jak wspomniałem, Claymore to zaledwie iskra tego, co chciałbym usłyszeć.
Niewiele ponad godzina gry pozwoliła wyczuć, z czym przyjeżdża do nas bułgarska grupa. Fajne pomysły, dobre riffy i ciekawa muzyka wymagają dopieszczenia. Mam wrażenie, że przyjezdnej ekipie w trudnych technicznie miejscach właśnie tego zabrakło. Przez to smaczki, które powinny być eksponowane, rozbiły się o ścianę dźwięku, natomiast perkusja nie zawsze zgadzała się z pozostałymi instrumentami – zapewne ktoś zaraz zgoni na odsłuch.
Mam także w głowie potężny dysonans po tym, co zobaczyłem. A w środę widziałem całkiem sporo. Z jednej strony próby stworzenia show, klimatyczne wstawki z kobiecym wokalem, adoracja… ludzkiej czaszki (zapewne sztucznej), pentagramy, złowrogie spojrzenia. Z drugiej natomiast klawiszowiec skaczący z boku na bok jak Papa Smerf, totalny brak konsekwencji w ubiorze, ogólna groteska.
Jestem za konsekwencją – albo bawimy się w szatanów na 100 procent, skoro mówimy „A”, za chwilę dopowiadamy również „B”, albo odrzucamy to i zostawiamy czaszkę w Bułgarii.
Poza tymi mankamentami, ludziom raczej się podobało. Pojawiały się głosy pełne sceptycyzmu, ale nie brakowało również gromkich braw. Skoro słuchacze domagali się bisu, a pogować zaczęli już po 16 minutach, należy przyjąć to jako dobry znak. W końcu ten gig przyciągnął około 80 osób. To całkiem nieźle, szczególnie na środek tygodnia.
– Claymore, nice job! – tyle mogę powiedzieć. Nieźle, ale do ideału sporo brakowało.
Ocena: 6/10
Żeby nie było tutaj gołosłowności, warto posłuchać ideału:
Tweet