Mamy już 35 lat, ale chyba tego po nas nie widać?

Autor: Wojciech Staniec 20/03/2016 13:58

Już wiele razy widziałem występ Lady Pank, mogę chyba śmiało powiedzieć, że rok bez kilkukrotnego wysłuchania „Kryzysowej Narzeczonej” na żywo, to rok stracony. W kieleckim klubie Bohomass Lab doświadczyłem jednak pierwszego koncertu tego zespołu. Na scenie widzieliśmy bowiem kapelę z prawdziwego zdarzenia, której celem nie jest jedynie jak najszybsze odegranie najbardziej znanych klasyków.  

Do stolicy województwa świętokrzyskiego Jan Borysewicz i spółka zawitali z okazji trzydziestopięciolecia działalności. Na scenie zupełnie jednak nie widać podeszłego wieku muzyków, na co zwrócił uwagę sam gitarzysta. - Świętujemy trzydzieste piąte urodziny, ale chyba nie widać tego po nas? - pytał retorycznie publiczność. 

Szał, bo inaczej nazwać się tego nie dało, w Bohomasie rozpoczął się kwadrans po godzinie 22. Zespół od lat nie dokonuje większych zmian w koncertowej set liście, więc po pierwszych dźwiękach zagranej na początek „Kryzysowej” można było odnieść wrażenie, że czeka nas kolejny, jakże typowy i zarazem przeciętny występ. Tak się na szczęście nie stało. 

Nie zabrakło, ku ucieszy licznie zgromadzonej publiczności, klasycznych hitów. Rozbrzmiały „Zamki na piasku”, „Fabryka Małp” czy „Sztuka Latania”. Wszystkim dowodził niezwykle uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony, a przede wszystkim (co w ostatnim czasie nie było takie oczywiste) obecny na koncercie Borysewicz. Lider nie migał się od grania i raczył kielecką widownie nietuzinkowymi dźwiękami. W głowie mogły mocno zapisać się dźwięki, które wypłynęły spod jego palców przy okazji niezwykle ciekawej aranżacji „Zawsze tam gdzie ty”. 

Doskonale brzmiała również sekcja rytmiczna. Kuba Jabłoński i Krzysztof Kieliszkiewicz nieprzerwanie od 1994 roku grają wraz z Lady Pank, co było słychać szczególnie w „Vademecum skauta”, który zwieńczono długą partią zagraną właśnie na perkusji i basie.   Najciekawszy, a zarazem najlepiej zagrany moment koncertu przyszedł dopiero po odegraniu dla mas największych przebojów. Po raz pierwszy w wersji koncertowej zaprezentowano najnowszy singiel z płyty „Miłość i Władza”, której premierę zaplanowano na 15 kwietnia. Tytułowa „Miłość” może i nie porwała publiczności, lecz trudno powiedzieć o niej, że jest to utwór słaby. Usłyszeliśmy po prostu, typową, jakże charakterystyczną dla Lady Pank rockową balladę o uczuciowym tekście. Piosenkę w mediach ma promować teledysk z udziałem znanej aktorki, Olgi Bołądź.  

W związki z premierą nowego albumu studyjnego zespół zaprezentował również „Władzę”, a więc drugi tytułowy kawałek. Kapela od zawsze słynęła z politycznego zabarwienia warstwy tekstowej, co też potwierdziła i tym razem. - Każda władza nam przeszkadza - wykrzykiwał raz za razem Janusz Panasewicz. Porównując oba premierowe utwory aż dziw, że to nie „Władza” ma za zadanie promowanie nowego krążka, gdyż wydaje się utworem o wiele ciekawszym niż wspomniana „Miłość”. 

Po krótkim, premierowym przerywniku kapela wróciła na dobrze znane sobie tory. Kapitalnie zabrzmiała dawno niegrana „Igła”, która bez wątpienia należy do jednych z ulubionych utworów najbardziej zagorzałych fanów zespołu. Tych również w piątkowy wieczór w Kielcach nie zabrakło i pod sceną aż roiło się w logotypach kapeli z charakterystyczną żyletką na koszulkach.  

Upływający czas słychać było w „Takich Samych”, które znacząco różniły się od oryginalnej wersji. Rockandrollowy tryb życia nie specjalnie przysłużył się strunom głosowym Panasewicza, który wspomniany utwór odśpiewał w zupełnie innej tonacji. Generalnie jednak zaprezentował się on w Kielcach z dobrej strony. Był jednak ciut wycofany i niespecjalnie gadatliwy, co można tłumaczyć obecnością i aktywnością lidera. Swoje wypowiedzi „Panas” ograniczył do skromnego „dzięki” na zakończenie.  

Po prawie 80 minutach i zagranym na koniec „Mniej niż zero” kapela na chwilę opuściła scenę, lecz z racji warunków, jakie panują w kieleckim Bohomasie po chwili na nią wróciła, aby bisować. „Na co komu dziś” oraz „Nana” to już dobrze znany szlagiery, które porwały wszystkich zgromadzonych. Jakże symptomatyczny był w tym przypadku refren ostatniego kawałka, bo chyba „nikt nie chciał iść do domu i wcześniej iść spać”. 

Półtoragodzinny koncert Lady Pank bez wątpienia można zaliczyć do udanych. Kapela jest naprawdę w kapitalnej formie, co tylko potwierdziła występem w stolicy województwa świętokrzyskiego. Tym bardziej z ogromnym oczekiwaniem można wyczekiwać na 17 czerwca, kiedy to po raz kolejny wystąpią w Kielcach, tym razem na Kadzielni.