"Miałbym ledwo możliwą do odparcia ochotę uduszenia jej jej własnymi cyckami"

Autor: Rafał Sobierajski 22/12/2016 10:19

Bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. Lubię te kilka dni, kiedy jest bardzo rodzinnie, lubię, kiedy jest biało za oknem i tak dalej. Poważnie. Nienawidzę natomiast dwóch rzeczy…

Całej tej komercyjno-handlowej otoczki przejawiającej się tym, że na początku listopada na galeriach handlowych świecą jakieś białe plamy, które wcale nie kojarzą się ze śniegiem, te światełka, drzewka, dzwoneczki i reniferki, którymi poowijane są latarnie i budynki, te wyprzedaże i masy ludzkie w sklepach. Tak, wiem, teraz modne jest narzekanie na to, ale nic nie poradzę, że w tym temacie jestem w mainstreamie. Co zrobić? Jebać to.

No i te kolędy. Nienawidzę kolęd odkąd pamiętam, działają mi na nerwy niezależnie od tego, kto je wykonuje. “Cicha Noc” wkurwiałaby mnie tak samo w wykonaniu Dave’a Grohla co Rysia Rynkowskiego, “Bóg Się Rodzi” mogłaby śpiewać Kagney Linn Karter w żelkowej bieliźnie, a i tak miałbym ledwo możliwą do odparcia ochotę uduszenia jej jej własnymi cyckami.

Podsumujmy sytuację: Święta good, kolędy no good. Zatem czego tu posłuchać, aby pozostać w klimacie? Kilka moich propozycji poniżej.

Nawet trochę śmieszny klip do bardzo dobrego kawałka z najlepszej płyty Dropkick Murphys. To, co do mnie szczególnie trafia, to fragment tekstu „They call this Christmas where I’m from”. Odczytuję to jako pewien manifest chłopaków z Bostonu o irlandzkich korzeniach przeciwko powszechnej w USA laicyzacji świąt. Winter holiday, winter break, season pass, bullshit pass. Święta to Święta i koniec, tak mi się podoba. A kawałek, mimo że żartobliwy, pozytywnie nastraja na poważnie.

Pamiętacie tych wariatów? „I Believe In a Thing Called Love” czy „Get Your Hands Off My Woman, Motherfucker!” bujały w czasach mojego liceum, czyli +10 lat temu. Ten kawałek nagrali w szczytowym okresie popularności, co ciekawe, grały go wtedy wszystkie stacje radiowe i naprawdę ładnie launchował christmasa.

Kupiłem tą płytę Stinga mamie pod choinkę dlatego właśnie, że spodobał mi się ten utwór, zasłyszany w radiu. Płyta mamie się szczególnie nie spodobała („jakaś taka smutna”), ale jak dla mnie pasuje do Świąt genialnie. Właśnie dlatego, że tak trochę melancholijnie.

Nigdy nie lubiłem szczególnie ani Judas Priest, ani samego Halforda – nie przemawiała do mnie estetyka ani jego wokal. Podobno dlatego, że jestem za młody. Chociaż projekt 2wo z Trentem Reznorem był dość ciekawy. No ale jednak to nie mój drink. Podobnie z płytą „Winter Songs” z 2009 roku – nic specjalnego, poza tą jedną piosenką. Nie mam pojęcia czemu, po prostu.

„State Of Mind Report” była moją pierwszą oryginalną płytą (kaset nie liczę) Acidów. Dostałem ją pod choinkę nie pamiętam w którym roku, ale na pewno ponad 10 lat temu, i towarzyszyła mi przez całe święta. Ten kawałek zawsze będzie mi się kojarzył z karpiem. I barszczem. I zupą rybną. Z pierogami też trochę.

Nie ma nic wspólnego ze świętami. Ma za to wiele wspólnego z zimowym klimatem, dlatego skojarzenie. Poza tym to jeden z najlepszych numerów jednego z najciekawszych zespołów ostatniego dziesięciolecia.

Na koniec perła, którą odkryłem niedawno. Tęsknisz za depresją? Pragniesz mroku podczas tych przesłodzonych serdecznością dni? Chcesz poczuć smak krwi która spływa prosto z uszu? Type O Negative pomyśleli o Tobie.

Jeśli macie jakieś własne propozycje na osranie kolęd, a pozostanie w świątecznym klimacie, zapraszam do tańca w komentarzach.