Made in England: Stone Mercy - Muzyka jest najlepszym językiem do poruszenia serc na całym świecie

Autor: Grzesiek Ksel 05/11/2017 21:09

Po raz kolejny miałem możliwość zobaczenia zespołu Stone Mercy na żywo. Jak sami twierdzą, ich muzyka to rock alternatywny. Słychać wpływy grunge - Alice in Chains, czy Pearl Jam z lat 90-tych. Czyli taki trochę Seattle Sound z Southampton ze świetnym, dojrzałym wokalem Michała.


Rockonline.pl - GK: Zawsze intrygowały mnie zespoły o ciekawych nazwach, które zostają w pamięci. Skąd pomysł na nazwę?

Stone Mercy: Szukaliśmy i eksperymentowaliśmy z różnymi nazwami, niestety większość nazw było już zajęte. Nazwa Stone Mercy znalazła nas poprzez układankę magnesów na lodówce (śmiech).


Początek działalności to 2015 rok w Southampton na gruzach innego zespołu...

- Obecny skład formował się przez ostatnie kilka lat. Joe i Paul znają się z czasów szkolnych.Wtedy to powstał „Long Shore Drift”, a niewiele później do grupy dołączył Dawid. Gdy odebrał telefon na początku odmówił, kilka minut później oddzwonił i zmienił zdanie. Zespół zaczął przeistaczać się w „CHROME GHOST” nabierając mocniejszego charakteru i doświadczenia na lokalnych scenach.

fot.torvus4 photography

Jeśli chodzi o SM to jak długo trwało „łapanie” wspólnego języka, a właściwie wspólnej nuty?

- W 2015 gdy po wielu bolesnych, a niektórych wręcz przekomicznych, przesłuchaniach różnych wokalistów, w końcu to Mike dołączył do grupy. Wiedzieliśmy, że wszyscy znaleźliśmy się we właściwym miejscu i czasie. Przyszedł czas na znalezienie odpowiedniej nazwy i zaczęły powstawać nowe utwory. Po prawie roku tworzenia i grania w piwnicy, w lutym 2016 zagraliśmy pierwszy koncert jako „STONE MERCY”.


Pod względem koncertowym dużo się u was dzieje. Jesteście świeżo po koncertach z min. T.Love.  Jak je wspominacie?

- T.Love towarzyszyliśmy na dwóch koncertach, super chłopaki, doświadczenie niesamowite. Może bardziej ekscytujące dla nas (Michała i Dawida - przyp. red.), bo wychowywaliśmy się na tych utworach, podobnie jak w przypadku poprzedniej trasy z Hey. Joe i Nick nie mieli pojęcia kim oni są.


Bo to nie pierwsza tego typu trasa…

- Dzięki „Polmus Polska Muzyka Na Wyspach” i „Lemon Mosquito” mieliśmy okazję wystąpić jako support z zespołem Hey w takich miejscach jak Manchester Academy czy O2 Academy w Bristol. Ale to nie wszystko. Graliśmy też na scenach z Farben Lehre, Piersi czy COMA, Amerykańskimi grupami jak Brant Bjork czy Karma to Burn. Na You Tubie jest mały skrót z trasy Hey. Nazywa się „Stone Mercy’s UK Tour” i został przygotowany przez naszego managera -  Jay Mogridge Percy.

fot. facebook fanpage zespołu

A ostatnio koncert w Londynie?

- Tak. Dołączyliśmy do Hey w Londynie na ich pożegnalnej trasie FAYRANT i jako support zagraliśmy w legendarnym ELECTRIC BRIXTON. Tego wieczoru wystąpiła z nimi także Mela Koteluk.


Skoro jesteśmy już przy koncertach – wolicie małe kameralne sale, czy jednak duże?

- Lubimy mniejsze miejsca, ponieważ dają bardziej bezpośredni kontakt z publicznością. Ale duże sceny dają prawdziwego energetycznego kopa, gęsią skórkę podczas grania.


Ale jak kilku kolesi jedzie w trasę, to musi być wesoło w busie i poza sceną?

- Oj, dużo się dzieje (śmiech). Może kiedyś nakręcimy o tym film.

fot.torvus4 photography

W sumie byłem na kilku waszych koncertach i muszę przyznać, że jesteście jednym z niewielu zespołów, który już pierwszą piosenką rozgrzewa publiczność. Jest na to jakaś patent?

- Chcemy, aby nasz koncert tworzył jednolitą całość i przyciągał uwagę od pierwszych dźwięków. Taki był nasz koncept od samego początku, by przeprowadzić słuchaczy przez różne tempa, melodie i nastroje.


Jak wygląda proces twórczy w zespole w Stone Mercy? Jest u was jedna osoba odpowiedzialna za to, czy pomysły numery przynosi każdy?

- Każdy wkłada swoje trzy grosze. Czasem ktoś zagra gitarowy riff, krótki urywek i tak się zaczyna. Nagle każdy wie, co ma grać. Innym razem ten proces jest trudniejszy, odstawiamy kawałek i wracamy do tego po jakimś czasie.


Natomiast z tego co wiem, to testy pisze Joe. Michał jak to jest śpiewać czyjeś teksty?

- Nie jest tak do końca, bo w mniejszym lub większym stopniu nad tekstami pracujemy razem. Czasem szukamy kompromisów pomiędzy moją melodią, a słowami Joe. Czasem razem tworzymy historie, którą potem Joe przelewa na papier.

 

fot.torvus4 photography

Z tekstami jest trochę jak z czytaniem książki. Czytając interpretujemy je na swój sposób. Słuchając „Lonely Soldier” słyszę opowieść o „głowie rodziny” która na wielu płaszczyznach zmierza się z przeciwnościami losu. „Let me In” to podejmowanie decyzji. Trochę dotykacie tzw. problemów egzystencjalnych…

- Jesteś bardzo blisko. "Lonely Soldier" to historia człowieka, który boryka się z trudnościami dnia codziennego, wewnętrznymi demonami. Próbuje odnaleźć powód dla którego ciągle idzie przed siebie. Natomiast w „Let me in” każdy ma jedną szansę w życiu, może się udać lub nie. Czasem musisz zawieść by odnieść sukces. „Let me in” mówi o tym, że nie ma nic złego w proszeniu o pomoc i czasami wychodzi to nam na dobre.Wszyscy zmagamy się z trudnościami życia, ale nie powinniśmy cierpieć sami.


Mamy także „Unchain me”, który można zinterpretować jako uleganie opiniom otoczenia…

- Nie ważne kim jesteśmy, wszyscy mamy swoje wewnętrzne demony i problemy. Ostatecznie obmyślamy nasze własne strategie na to jak radzić sobie z tym co nazywamy życiem. Każdy z nas napotyka podobne trudności losu, jak żałoba, związki, problemy finansowe itd. Jednak liczy się to w jaki sposób stawiamy im czoła. Teksty piosenek mogą być bardzo subiektywne i ludzie zazwyczaj interpretują je na swój sposób, to pozwala czuć więź z utworem. Na tym polega całe piękno.


Wiem, że w planach jest nagranie pełnego albumu. Jaki on będzie? Coś już możecie na jego temat powiedzieć?

- Obecnie kończymy pracę nad kompozycjami, prowadzimy rozmowy z kilkoma producentami i studiami nagraniowymi. Wstępnie planujemy rozpocząć nagrania na początku przyszłego roku.


Porozmawiajmy o inspiracjach w Stone Mercy. Czego słuchacie na co dzień? Jaka muzyka leci w waszych samochodach?

- Przekrój muzyczny oraz zainteresowania są bardzo szerokie. Scena Grunge lat 90-tych, muzyka elektroniczna, jazz, sporo bluesa, ciężkie brzmienia. Zbyt wiele by nawet zacząć wymieniać nazwy zespołów.


Ciekawy jestem, co zajmuje wasz czas, kiedy nie koncertujecie, nie nagrywacie? Jaki jest wasz ulubiony sposób spędzania wolnego czasu?

- Każdy z nas zajmuje się czymś innym, Joe gra w golfa i chodzi na ryby, Nick’a zajawką są wyścigi motocyklowe. Pomimo tego, że gramy w kapeli rock’n’rollowej w dalszym ciągu jesteśmy normalnymi ludźmi. Jednak nawet gdy nie gramy i nagrywamy, muzyka wypełnia większość naszego czasu.


Jak to powiedział Jimmy Page (…) Muzyka jest najlepszym językiem do poruszenia serc na całym świecie i wam się to udaje. Dzięki za wywiad.

- dziękujemy i do zobaczenia na koncertach.