
Maxi zespół na mini scenie? Ankh odwiedza Bohomass Lab
Przetestowanie miejscówki pod kątem organizacji koncertów plus spędzenie miłego wieczoru przy dobrej muzyce – taki był cel mej wizyty. Założenia bardzo fajne, należałoby się jednak rozliczyć z tego, jak to wyglądało w praktyce.
„Boho” estetycznie prezentuje się bardzo dobrze. Na pierwszy rzut oka – miły dla oka wystrój, ciekawe pomysły na urządzenie wnętrza. Po pierwszym wrażeniu przyszedł jednak mały niesmak, gdy zobaczyłam scenę. Właściwie… to scenkę. Po rozłożeniu perkusji, nagłośnienia i innych mniejszych elementów, dla muzyków zostało bardzo mało miejsca. Gdyby występował solista – w porządku, w przypadku zespołów – pojawia się problem.
Na szczęście B’Boom należy do tych kapel, które na scenie przejawiają raczej postawę stoicką, więc mała przestrzeń chyba nie przeszkadzała muzykom.
Co do samej formacji, to osobiście uważam, że kapela B’Boom zaprezentowała się bardzo przyzwoicie. Z jakiegoś dziwnego powodu, który jednocześnie lubię, i trochę się go boję, występy Karola, Janka, „Oskara” i Wojtka bardzo mi się podobają.
Faktem jest jednak, że ma koncertach kontakt z publicznością mają raczej na poziomie stypy, niż widowiska rozrywkowego. Jednak właśnie swoją postawą i skupieniem potrafią stworzyć naprawdę intrygujący klimat. Od niektórych kapel nie należy oczekiwać „rozrywki” w znaczeniu podstawowym, czyli „show”, „fajerwerków”, i temu podobnych ozdobników. Tutaj atutem kapeli jest talent i przyjemność w słuchaniu zespołu. Ani jednego, ani drugiego nie można odmówić chłopakom. Panowie są jeszcze bardzo młodzi, ale jeśli dalej będą pracować nad swoim warsztatem, to może wyjść z tego coś naprawdę dobrego.
Co do gwiazdy wieczoru… Cóż, tu dużo mówić? Ankh to klasa sama w sobie. Połączenie magnetycznej siły skrzypiec, nieszablonowych tekstów i szalenie nietuzinkowych rozwiązań muzycznych. To, oraz tradycyjne rockowe brzmienie przełamane elementami muzyki folkowej i klasycznej tworzy sprawiło, że jak zawsze ich występ był ucztą dla ucha. Pomimo, że kapela grała dość długo, to ich występ wcale nie był męczący. Było dokładnie tak dobrze jak się spodziewałam.
Podsumowując była to bardzo fajna prezentacja obydwu kapel, zarówno tej zaprawionej w boju, jak i tej początkującej. Frekwencja może nie była porażająca, ale widać było, że ci, którzy na koncert wpadli czerpią dużą przyjemność z występów. I tutaj nie objawiało się szaleńczym pogo pod sceną, ale po prostu uśmiechem na twarzach.
Oby takich koncertów w klubie Bohomass Lab było jak najwięcej. Tego im życzę z całego serca. Sobie też.
Tweet