Ostatnie akordy II edycji „Kielce ROCKują”

Autor: Martyna Iwan / Maciej Wadowski / Bartek Osman 16/09/2014 20:06

W Gin-Gerze powiało młodością

Koncerty ostatniego dnia festiwalu „Kielce ROCKują” miały swój początek w Klubie Gin-Ger, który znajduje się w Centrum Handlowym Korona. Wszystko było zaplanowane na godzinę 15, jednak nie udało się uniknąć poślizgu. I to sporego. W końcu ponad godzina to kawałek czasu.

Jednak śmiem twierdzić, że to opóźnienie wyszło samemu koncertowi na plus. Wielu ludzi przechodzących obok klubu przystawało, nasłuchiwało z ciekawością dźwięków perkusji czy gitary, a następnie zostawało już na cały koncert. Pod względem frekwencji – duży plus.

W końcu po długim oczekiwaniu, ok. 16.20, niedzielną odsłonę „Kielce ROCKują” rozpoczął zespół No Sense. Grupa pięciorga nastolatków, która wykonuje rodzaj delikatnego rocka, nieśmiało weszła na scenę ze swoim numerem Tylko Grać. Na szczęście później już było coraz odważniej i coraz bardziej rockowo. Po kolei wybrzmiewały utwory: Nie ma nic do stracenia, Jeden cel oraz He promised me. Potem przyszła kolej na piosenkę Krople deszczu, którą młoda publiczność zebrana licznie pod sceną nagrodziła ciepłym i głośnym aplauzem.

1

Następnie zespół wykonał numer: Outro i zakończył swój występ. Nie obyło się oczywiście bez przedstawienia wszystkich członków kapeli i sympatycznego ukłonu w stronę publiczności. No Sense zrobili również miły gest w stronę swoich kolegów z grupy Distorted Transmission, którą zapowiedzieli.

Po delikatnym, brzemieniu i ciepłym głosie wokalistki No Sense Oli Woźniak, przyszedł czas na ostre dźwięki punk rocka. Formacja Distorted Transmission wezwała młodą publiczność do zabawy. Czterech charyzmatycznych chłopców zaczęło od utworu Sztuczny Raj.

Domeną zespołu jest chyba pewność siebie oraz duża dawka energii. W końcu okrzyki typu: Napierdalać! lub próbowanie taniego wina na scenie to cechy prawdziwych rockmanów. Widać, iż chłopcy chyba chcą wzorować się na wybitnych grupach typu Acid Drinkers. Zabrakło mi tylko klasycznego: Pasuje?!

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nastolatkowie podziwiający koncert bawili się świetnie. Pod sceną przez chwilę zaobserwować można było małe pogo.

Zobacz galerię zdjęć z koncertu No Sense i Distorted Transmission - autor: Martyna Iwan

Po wykonaniu numeru Miasto Grzechu, Distorted Transmission chciało zakończyć swój występ, jednak publiczność im na to nie pozwoliła. W zamian za brawa i okrzyki: Jeszcze jeden!, chłopaki wykonali kawałek Kokosy.

Podsumowując, otwarta scena klubu Gin-Ger, przyciągała widownię jak magnes. Nie można jednak pominąć tego, że oprócz sporego opóźnienia dużym minusem wieczoru było często szwankujące nagłośnienie. Muzyka obu grup nie jest moją ulubioną, ale widownia, która przybyła pod scenę przy Galerii Korona bawiła się znakomicie. Dobrze, że w Kielcach mamy młode, rozwijające się kapele. Kto wie, być może, osiągną kiedyś poziom znanych, polskich formacji rockowych?

Magia w pałacyku

Niedzielny występ grupy Hoodoo Band w ogrodzie Domu Środowisk Twórczych w Kielcach zaskoczył mnie na plus już na samym początku. Czym? Tu może niektórych zadziwię, ale frekwencja jak na nasze kieleckie standardy była, co najmniej bardzo dobra. W dodatku przybyła na miejsce koncertu publiczność żywiołowo reagowała na wszystko to, co się akurat działo na scenie. Ideał? Może nie, ale blisko. Cofnijmy się jednak do początku.

Zgodnie z pałacykową tradycją muzycy pojawili się na scenie punktualnie o 18. Swój występ rozpoczęli łagodnie, nastrojowo. Powoli budowali napięcie i przyzwyczajali publikę do tego, co miało nadejść później. I udało się. Po niespełna 20 minutach nikt już nie siedział spokojnie na krzesełku, wszyscy bujali się w rytm muzyki zasłuchani w fascynujące dźwięki autorstwa młodych muzyków.

DPP 0153

No właśnie. Wiek artystów był zupełnie nieproporcjonalny do ich umiejętności. Takich solówek na poszczególnych instrumentach nie słyszałem już dawno. Szczególnie warte wspomnienia są popisy gitarzysty i klawiszowca, którzy dali z siebie naprawdę wszystko i jeszcze trochę.

Zobacz galerię zdjęć z koncertu HooDoo Band - autor: Dariusz Skrzyniarz

Minusy? Szkoda, że ta muzyczna podróż do zupełnie innego, pełnego fascynujących dźwięków świata trwała tak krótko. Po niespełna 90 minutach gry panowie podziękowali serdecznie kieleckiej publiczności za przyjęcie i zeszli ze sceny.

AC/DC dało czadu w Kielcach

Oczywiście nie ta oryginalna kapela założona przez braci Youngów, ale jej pochodzący z Bochni coverband - 4 Szmery, który od lat z powodzeniem wykonuje przeboje AC/DC.

Długo musieliśmy czekać na rozpoczęcie ich niedzielnego koncertu w klubie Gin-Ger, ale jak już zaczęli to zgromadzona publiczność od razu ruszyła do szaleńczej zabawy.

Na sali mieliśmy przekrój od najmłodszych fanów australijskiego zespołu po tych, co pamiętają jeszcze jego występy z Bonem Scottem. Wszyscy bez wyjątku bawili się w rytm rock’n’rollowych dźwięków, płynących ze sceny. Usłyszeliśmy największe przeboje AC/DC: Highway to Hell, You Shook Me All Night Long, czy Sin City. Dodatkowo w utworze T.N.T wspólnie z 4 Szmerami wystąpił Paweł Wawrzeńczyk.

2

Warto wspomnieć, że niedzielny koncert rozpoczął się w trakcie meczu Polski z Francją w ramach Mistrzostw Świata w siatkówkę. W związku z tym wokalista 4 Szmerów - Sierściu, co chwilę pytał zgromadzonych o wynik spotkania. Nawet podczas jednego z kawałków zszedł na chwilę ze sceny i spojrzał na ekran telewizora. Na szczęście nasi ostatecznie wygrali i mogliśmy się skupić już tylko na samej muzyce…

Zobacz galerię zdjęć z koncertu 4 Szmerów - autor: Maciej Wadowski

Wszystkie elementy podczas tego półtoragodzinnego koncertu wypadły bardzo dobrze. Słychać, że członkowie zespołu z wielką dokładnością i precyzją odtwarzają piosenki swojej ulubionej kapeli. Ciekawe, co powiedzieliby oryginalni członkowie AC/DC, gdyby w niedzielny wieczór zagościli w Gin-Gerze? Wydaje mi się, że na pewno byliby pod wrażeniem i daliby się wciągnąć do wspólnej zabawy z zespołem.

Falstart w Woorze

Powiem szczerze, że w niedzielny wieczór z największą niecierpliwością czekałem na występ kieleckiej Żółci w Woorze. Ciężko, więc mi opisać w kulturalny sposób uczucia, które towarzyszyły mi, gdy parę minut po 20 dotarłem do klubu i dowiedziałem się, że Żółć przed chwilą skończyła grać.. Napiszę krótko: szkoda. I to bardzo.

Na pocieszenie nie długo po moim przyjściu na scenie rozstawił się i rozpoczął swoje show zespół Hedonism rodem z Krakowa. W tym miejscu dochodzimy do momentu, w którym po raz 183 muszę napisać: Kapela zagrała naprawdę dobrze. Muzycy starali się ze wszystkich sił zainteresować swoją grą zgromadzoną w klubie publiczność, ale.. nie bardzo było kogo tą grą porwać. No właśnie. Jeśli w sobotę frekwencja nie dopisała, to w niedzielę była tragedia. Dobrze, że te 3 czy 4 osoby trochę poskakały pod sceną, bo inaczej niedzielny występ Hedonismu należałoby nazwać otwartą próbą.

Zobacz galerię zdjęć z koncertów Hedonism i Sawblade - autor: Anna Staniek

Troszkę lepiej sytuacja wyglądała podczas występu ostatniej kapeli – warszawskiego Sawblade. Było trochę zabawy, trochę moshowania, a nawet i kilkuosobowe pogo rozpętało się przez chwilę. Grupa nawiązała również bardzo dobry kontakt z publiką. Na tyle dobry, że w pewnym momencie jeden z widzów postanowił wejść na scenę i długo przekonywał wokalistę, żeby zagrał bliżej nieokreślony utwór na specjalne życzenie.

W tym miejscu apel: na przyszłość odpuszczajmy takie akcje. Pchanie się na scenę i namolne przekonywanie muzyków, że ja wiem lepiej, co macie zagrać jest zwyczajnie słabe. Duże brawa dla zespołu, że przyjął tą sytuację z dużą dawką zrozumienia i humoru.

Podsumowując, kapele w niedzielny wieczór znów dały radę. Niestety tego samego nie można powiedzieć o publice. Sad but true, jak mawiał klasyk.

1