Sielpia i miłosne przygody Power of Trinity

Autor: Redakcja 24/03/2015 22:27

Wszystko zaczęło się od występu zespołu Drop Pants. Przez około 45 minut łódzka grupa zaserwowała nam porządną mieszankę alternatywy, funku i klasycznego rocka. Na repertuar Drop Pants złożyły się takie utwory jak: otwierające całość Przemyślenia, Synestezja, czy emocjonalny Generał. Z początku wokalista grupy Bartek Makrocki nie mógł wciągnąć publiczności do wspólnej zabawy, ale pod koniec koncertu pod sceną zebrała się spora grupka ludzi. Całość zwieńczył utwór Heloł.

Power of Trinity rozpoczęli swój występ kilka minut przed 21. Zespół promuje obecnie na koncertach wydaną we wrześniu zeszłego roku płytę „Legorock”. I to właśnie od pierwszego kawałka z tego albumu Inferno łodzianie rozpoczęli swój koncert. Już od początku wokalista grupy Kuba Koźba złapał dobry kontakt z publicznością. Zgromadzeni w Woorze rozkręcali się powoli. Jednak przy znanych kawałkach łodzian dali się porwać wspólnemu szaleństwu. Największa radość zapanowała przy najbardziej znanym przeboju Chodź ze mną. Wszyscy śpiewali wspólnie z Kubą, a on sam oddał na chwilę swój mikrofon zgromadzonym. I już do końca współpraca na płaszczyźnie zespół i publiczność przebiegała bardzo dobrze. Członkowie Power of Trinity pozwolili sobie również na wspomnienia, co prawda nie związane z Kielcami, ale z ośrodkiem wypoczynkowym nad zalewem w Sielpi. W połowie lat 90-tych swoje pierwsze przygody miłosne przeżył tam basista kapeli Krzysztof Grudziński. Z sali rozległy się zasłużone brawa.

Co jeszcze usłyszeliśmy w piątkowy wieczór? Z każdej ze swoich trzech płyt Power of Trinity zagrało po kilka utworów. Od najnowszego singla grupy Oko, przez kawałki Suma Ran i Silly z ostatniego krążka. Z „Loccomotiv” poza hitowym Chodź ze mną usłyszeliśmy: Jad, czy Wagonovą Love. Pod koniec koncertu zabrzmiały najstarsze kawałki z pierwszej płyty łodzian: Marzyciele, zagrane przed bisami Ulice Słońca, czy utwór, który zamknął koncert 11. Power of Trinity uraczyło nas także coverem zespołu Pixies Where Is My Mind. Muzycznie podczas występu łodzian wszystko było jak najlepsze. Świetnie współpracowała ze sobą sekcja rytmiczna. Osobne brawa należą się gitarzyście Łukaszowi Cyprysowi. Jego żywiołowa i okraszona ostrymi riffami gra przypadła do ucha nie jednemu w Woorze.

Co można powiedzieć jeszcze o występie Power of Trinity? Troszkę szkoda, że w piątkowy wieczór w Woorze nie pojawiło się więcej osób. Może następnym razem…

W końcu panowie obiecali powrót do stolicy regionu świętokrzyskiego.