
O tym jak ludzie na koncerty chodzić nie chcą
Tych pewnego piątkowego wieczoru w pubie przy ulicy Dużej zwyczajnie zabrakło. Jeżeli natomiast ktoś już tam był, to raczej z przypadku… Kiedy kapela wylewała z siebie siódme poty grając „unplugged”, kompletnie pijane towarzystwo siedzące kilka metrów od sceny, bawiło się w najlepsze (czyt. upierdliwie przeszkadzało muzykom i słuchaczom). Żenada!
Nawaliła również promocja. Byłem świadkiem, jak ktoś dopiero noc przed imprezą zaczął rozwieszać plakaty. „Fanpage” też mógł zrobić znacznie więcej, by przyciągnąć słuchaczy. Sam, jako zainteresowany wszelkiego rodzajami imprezami rockowymi, o Gravity w Kielcach dowiedziałem się całkiem przypadkiem. Być może swoich zadań marketingowych nie zrealizował również polsko-hiszpański zespół?
Kiedy tego słucham, dałbym sobie głowę uciąć za dobrą frekwencję przy odpowiedniej promocji.
Jednak największe zastrzeżenia można mieć do samych kielczan. – Pytasz o koncerty, a przychodzisz na jakiekolwiek? – brzmiały słowa znajomego, który jeszcze kilka lat temu pracował w Tunelu. To prawda, wielu z nas wręcz przyfrunęłoby na koncert Slayera, albo innej kapeli światowego formatu. Jeżeli natomiast na imprezie grają głównie lokalne grupy, kluby notują pustki.
Drodzy słuchacze, zacznijcie cenić nasz lokalny rynek, przychodźcie na koncerty i płaćcie za wejściówki. Organizatorzy to zauważą i może dzięki temu doczekamy się nawet porządnego festiwalu w województwie świętokrzyskim. W przeciwnym razie wciąż będziemy tonąć w marazmie i przekonaniu, że dla takich fanów nie warto grać.
Tweet