Pinky i Mózg – czy ich niemoc przełamie Paul Litick?

Autor: Maciej Urban 21/03/2014 09:34

Jak długo grasz na gitarze?

– Łoo… (chwila zastanowienia) No z osiem lat. Może dziesięć? Osiem? Taki przelot. Ale jeżeli już coś faktycznie grasz, może lepiej tego nie liczyć. Przez ten czas można było pewnie zrobić o wiele lepszą robotę.

Ponoć poświęcałeś na grę po osiem godzin dziennie.

– Wiesz co, był taki moment. Ale to były inne realia. Człowiek chodził do szkoły, odbębnił swoje, odrobił lekcje, przygotował się do zajęć i miał jako taki czas wolny. Tak w ogóle to przypadek, że zostałem przy tym instrumencie. Po drodze były klawisze i kilka innych instrumentów. Pewnego dnia dostałem gitarę, która najbardziej mi się spodobała. Nie było grania przez powiedzmy trzy lata, jakiś akcji romantycznych, tylko coś na zasadzie – „spróbuj teraz tego”. No i została.

Potem pewnie zaczęło się granie po garażach, zaproszenia do kolejnych projektów…

– Taaa…

Jak wyglądały początki twojej przygody z muzyką?

– Jak to często bywa: śmiechy i hihy przeróżne. Był kiedyś taki band kielecki, który nazywał się One Way. Współpracowałem z nimi w fazie, kiedy nie mieli jeszcze żadnej nazwy itd. Etap tworzenia materiału jako takiego, próby, fajne spotkania. To było granie funkowe. Takie, takie… Heh! Urban (śmiech). Właśnie tak nazywa się ten gatunek. W międzyczasie były jakieś inne dłuższe i krótsze projekty. Potem cięższe sytuacje. Był taki zespół Ardei. Co prawda nie wyszedł nigdzie poza „próbownię”, ale była fajna akcja. Na poważnie zaczął nam się kształtować L.I.A.R. oraz Paul Litick. Poza tym czasami wpada jakieś zastępstwo, które potem niewiele cię obchodzi.

Dużo tego. Ale przebić się do szerszego grona słuchaczy nie jest łatwo. Nawet z tymi najlepszymi projektami.

– To jest machina. Wyobraź sobie, że chcesz otworzyć gabinet SPA. Masz jakiś produkt, który jest dobry, albo zły. Ważna jest kwestia dotarcia z nim do ludzi. Z zespołami jest podobnie. Dotychczas nie był to TEN etap, przez co dana kapela umierała – głównie w kontekście fanów. Paul Litick paradoksalnie jest najbardziej dojrzałbym bandem w tym względzie (śmiech).

o69apaul44

Jak trzeba postępować, by utrzymać grupę w ryzach? Bo zazwyczaj profity nie przychodzą po pierwszym tygodniu wspólnej gry. Potrzebna jest cierpliwość, której jednak często brakuje.

– Zacznijmy od tego, że nie myśli się o zysku. Jakby tak było, pewnie grałbyś jedynie po chałturach. Bo przecież mając gotowy materiał od razu możesz się nastawiać na wyciągnięcie z tego jakiś pieniędzy. Natomiast granie autorskiej muzy absolutnie nie jest proste. Zgadując na próbę kilku gości, nie układasz biznesplanu. Może potem, kiedy zauważasz zainteresowanie ludzi twoim materiałem. Przede wszystkim nie chodzi o profity, a dotarcie do szerszego grona odbiorców. Po jakimś czasie przychodzi efekt uboczny pod postacią kasy z koncertów, czy festiwali. Ale nie przyjdzie on sam, tylko musimy o to zadbać.

Grając dobrą muzykę?

– Generalnie ciężko jest trafić w gusta odbiorców, które zagwarantują ci niebywały sukces komercyjny. Akurat w muzie jaką wykonuje Paul Litick, pojęcie magicznej komercji jest turboobecne... Nie zgadza nam się, żeby grać pod mainstream i trafiać do możliwie największej rzeszy słuchaczy. Celujemy w ludzi obracających się w konkretnym przedziale, co nam totalnie pasuje.

Ale zapewne chcielibyście…

– Pewnie, że tak. Każdy chce żyć z muzyki autorskiej. Jednak w tym momencie nastawiamy się na fajną atmosferę i uznanie wśród osób słuchających gatunku, w jakim się plasujemy. Niech stwierdzą, że to jest spoko.

Jednak póki co nie zagraliście jeszcze żadnego koncertu.

– W sumie publicznie już zdarzało nam się coś zagrać, ale to raczej w garażu podczas jakiejś posiadówy ze znajomymi. Ale tak turbonormalnie w trybie koncertowym jeszcze się nie zdarzyło. Ale to się niebawem zmieni (czytaj więcej na temat koncertu charytatywnego Paul Litick – TUTAJ).

Czy w naszym regionie warto w ogóle brać się za robienie kapeli? Świętokrzyskie to łatwy rynek?

– Tak naprawdę to chyba nie ma łatwych rynków. O tyle może być gorzej, bo mamy mniejszą podaż wszystkich bandów niż na przykład w takiej Warszawie, czy Krakowie. Chodzi mi o miasta typowo studenckie, gdzie kapele spotykają się i robią „rzecz”. Tutaj trudniej o takie lokalne koncerty. Poza tym brakuje nam artystów, którzy będąc i tworząc tutaj, osiągają sukcesy. Za to w kwestii promocji kapeli, wszędzie jest tak samo.

Idąc dalej, czy ludzie przychodzą u nas na koncerty? Średnio. Nawet jeżeli przyjeżdża do nas świetny band, wcale nie jest powiedziane, że impreza będzie dobrze obstawiona przez ludzi. I nie mówimy tutaj o totalnie mainstreamowym popie, czy strasznie brutalnym metalu. Słuchacze z naszych stron wcale nie garną się na koncerty, co jest przykre i osłabiające wiarę w projekt. Ciężko nabić frekwencję.

pauplpalapalwe

Ustaliliśmy już, że grając autorską muzykę nie od razu można liczyć na tak zwane „kokosy”. Co musi robić muzyk, by jakoś wiązać koniec z końcem?

– (śmiech) Mieć pracę! Ale taką, która pozwala ci grać i robić swoje, a przy okazji mieć stały dochód. Niewielu muzyków Paul Litick ma sytuację, gdzie warunkiem koniecznym są pieniądze. Mam małe dziecko i nie wyobrażam sobie, że nie mam kasy. Fakt faktem są jeszcze ludzie, którzy próbują coś zrobić z muzyki będąc na garnuszku rodziców. Ktoś powie, że to jest słabe. Ale skoro może się rozwijać i rozwijać bez skrępowania…

Jak szybko zamierzacie podbić świat?

– (śmiech) Jak w bajce z tymi dwoma szczurkami – Pinky i Mózg. Plany są takie, żeby robić swoje. Autentycznie stary. Nie ma w tym krzty zażenowanego marketingu. Nie mamy podjętych jasno zarysowanych kroków z bardzo sprecyzowanym efektem jeśli chodzi o odbiorców. Jesteśmy grupą, która lubią się spotykać, a przy okazji z każdą próbą gra coraz lepiej. Przed nami koncert, postawiliśmy stronę internetową (www.paulltick.com). W planach jest zagranie kolejnych imprez, dzięki którym zobaczymy jaki jest obiór naszej muzyki. Nie spamujemy, a jakieś odsłony naszych utworów są. Na RoCKliście jesteśmy któryś tam tydzień z rzędu i jeszcze nie wypadliśmy. Nie ma tragedii, robimy swoje.

Może gdybyście mieli z góry nakreślony biznesplan, bylibyście znacznie dalej. Zgadzasz się?

– To nie jest tak, że nie ma w tym żadnego planu. Na szczęście nie są to jednak działania priorytetowe. Gdybyśmy zastanawiali się wyłącznie nad promocją produktu, a nie nad jego stworzeniem, wszystko padłoby pewnie w zalążku. Nastawianie się na marketing nie jest dla nas dobrym kierunkiem.

Jakie są wasze ambicje?

– Coś w stylu sky's the limit? Mamy zamiar wysłać w kilka miejsc EP-kę. Zarówno w kraj, jak i zagranicę. Może trochę naiwnie, ale liczymy na jakiś odzew. Staramy zorganizować trasę obejmującą „sytuacje” nie tylko w Polsce, ale również w krajach sąsiednich – Niemcy, Słowacja, Czechy itd. Poza tym polujemy na wydawcę. Czy to się uda? Zobaczymy. Rozsyłamy materiał i zapominamy. Fajnie jeżeli będzie jakiś odzew. Nawet jeżeli ktoś odpisze i wyrazi brak zainteresowania, ucieszy nas fakt, że przynajmniej wysłuchał naszych nagrań (co w obecnych czasach nie jest takie oczywiste, bo płyty zazwyczaj lądują w turbokoszu). Może w tym wszystkim pokaże się jakiś kwitek. Złapiemy producenta, co z jednej strony będzie zamachem na wolną twórczość, a z drugiej to zawsze nowe doświadczenie. Nikt niczego nie wyklucza. Chcemy spróbować. Jaki będzie efekt? To loteria i gusta.

gruppa413

Jeżeli nie wypali w kraju, można jeszcze mocniej naciskać na arenę międzynarodową.

– Sztandarowym przykładem jest Behemoth – obecnie absolutna liga światowa na bardzo wysokim poziomie. Skubańce po pierwszych negatywnych opiniach w kraju nawet nie bardzo się przykładali, by promować swoją muzykę w Polsce. Uderzyli na Zachód. Jak to teraz wygląda? Kiedyś była taka akcja… Nergal chciał zagrać koncert w mieścinie, na który nie zgodziło się jakieś lobby… nie wiem nawet kto. Spotkało się to z fajną odpowiedzią lidera Behemotha na Facebooku: jeżeli tu ich nie chcą, w takim razie wystąpią w Tokio. Goście myśleli globalnie i to wypaliło.

Niektórzy sądzą, że skoro nie udało się w Polsce, tak samo będzie w innych krajach. Nie warto tak myśleć. Może akurat tam materiał zaiskrzy. Wysłucha go człowiek, który ma coś do powiedzenia w temacie wydawnictw i promocji. Wypali, albo nie. Trzeba próbować.

Rozmawiał Maciej Urban.

liniakk

Przed nami kolejny konkurs, w jakim mamy do zaoferowania muzykę świętokrzyskiej kapeli. Tym razem na naszym celowniku znalazła się kielecka formacja Paul Litick, która oferuje dwa krążki Extended Play z autorskimi nagraniami. 

Co trzeba zrobić, żeby jedna z nich była w Twoim posiadaniu?

Dowiedz się więcej!