Są w formie. Są na czele

Autor: Maciej Urban 30/10/2016 13:03

Kto był piątkowego wieczoru w Starmanie, ten wie, że jeżeli nikt nie będzie sabotował, wysadzał w powietrze wagonów, rozbierał torów, ten pociąg jest nie do zatrzymania. Ninja Syndrom wydaje się być w tej chwili niezniszczalne.

Na wstępie zaznaczam – to moja osobista opinia, zaś tekst ma formę publicystyczną, w żadnym wypadku informacyjną. Dlatego jestem stronniczy aż do bólu.

Z muzycznego punku widzenia są zwyczajnie najlepszą kapelą w tym regionie spośród jakichkolwiek formacji rock-metalowych, które działają w tak zwanym undergroundzie. Cholernie cenię sobie umiejętności Brainwashed, Octagony, In Silent, Authority, Żółć itd., ale Panie i Panowie, znamy już kapelę, jaka zgarnęłaby tytuł ZESPÓŁ ROKU 2016.

Potwierdzili to nie tylko kolejnym singlem, który kilka tygodni temu ujrzał światło dzienne, wcześniejszymi dokonaniami, ale też koncertem w Starmanie. Nie zatrzymali się, małymi kroczkami dążą do doskonałości. Do tego tworzą muzykę, która z marketingowego punku widzenia ma przyszłość i nie jest zamknięta na wąskie grono zatwardziałych metalowców.

I co niezwykle ważne – chłopaki mają pomysł na muzykę. Jej aranżacja oraz realizacja stoją na wysokim poziomie (choć niepozbawionym błędów). Kupiła to kielecka publika, która podczas występów „live” recytuje jedynym ciągiem te bardziej znane kawałki.

Szkoda, że póki co, mówimy wyłącznie o stolicy województwa świętokrzyskiego. Jednak jeżeli ta grupa wytrzyma nieprzychylność czasu, już wkrótce będziemy mówić o niej w kategoriach większych aglomeracji na terenie kraju i nie tylko.

Bo Ninja Syndrom potrafi się sprzedać. Muzyka się zgadza, występy na żywo również, a ich działania marketingowe są coraz lepsze. Facebook, Instagram – przykre, że miażdżąca większość zespołów muzycznych nie umie poruszać się w internecie, robi to w nieprzemyślany sposób, wykoleja się na prostych błędach i nie chce się niczego nauczyć. „NS” wyprzedza ten peleton. W zasadzie chyba tylko Lorein robi to równie dobrze.

To wszystko czyni z nich kapelę godną prawdziwych fanów. Nie takich, którzy poklepią po plecach, a rzeczywistości będą unikać jak ognia.

Kiedy ja staję się autentycznym fanem jakiegoś zespołu? Kiedy mam ochotę słuchać ich muzyki w wolnej chwili. Na rowerze, spacerze, zakupach itd. To dla mnie żelazna granica, której nie lubię na siłę przekraczać.

Czy słyszałem już najnowszego Korna? Owszem. Czy mam ochotę ich słuchać w wolnym czasie? Raczej nie. Mogę tak szastać większymi i mniejszymi zespołami zza oceanu, czy świętokrzyskiego.

Zostając przy naszym regionie, niektóre ekipy, jak wspomniane już Lorein, robią wspaniałą muzykę, ale totalnie nie w moim przelocie. Zaś są i takie, które nie „siedzą”, wokal jest słaby, riffy słabe, pomysł słaby, realizacja słaba… MARNOŚĆ.

„NS” mam na swojej playliście. Chętnie słucham, często wracam. 

Co pozostaje do zrobienia całemu środowisku muzycznemu w regionie? Bądźcie lepsi od „NS”. Nie w mniemaniu waszych bliskich, czy was samych, tylko w mniemaniu statystyk, liczb na YouTubie, Facebooku, Instagramie, Google Analytics, czy wreszcie na koncertach.