
Jaki jest „New World”?
To jeden z ciekawszych polskich towarów eksportowych. Bardziej niż na rodzimym podwórku, są znani zagranicą. Na szczęście zaczęto doceniać ich także w Polsce. Słuchając najnowszego krążka tarnowskiej grupy AnVision zastanawiam się, ile jeszcze takich perełek kryje się w cieniu.
„New World” to drugi długogrający album w dorobku zespołu. Debiut „AstralPhase” spowodował, że ich kariera nabrała rozmachu, zbierając żniwo w postaci bardzo przychylnych recenzji i serii koncertów. Ja swój egzemplarz nabyłam tuż po znakomitym koncercie AnVision w Sandomierzu. Uznałam wówczas, że ich muzyka koniecznie musi zostać ze mną na dłużej.
Patrząc na samą okładkę „New World” miałam słuszne przeczucie co do zawartości. Autorem grafiki, tak jak w przypadku poprzedniczki, jest Piotr Szafraniec. Mamy tutaj do czynienia z pięknym, intrygującym obrazem, nastrajającym na dźwięki, które lada chwila wybrzmią.
Jako pierwszy wita nas utwór „Private Paradisy” trwający niemal 11 minut. To sporo, jednak umiejętnie dawkowane napięcie pozwala uniknąć niepotrzebnych dłużyzn. Właściwie już na starcie można stwierdzić, że zespół znacznie wzmocnił brzmienie czerpiąc z Dream Theater. Zresztą, panowie zapowiadali odbicie od „AstralPhase”. Chcieli pozostać w swojej stylistyce, a zarazem nadać jej nową jakość.
Następnie w głośniki wdziera się dynamiczne „I'm Gone Away”. Dobrze, że utwór nie pędzi przez cały czas, dając naprzemian przyjemne oddechy. Jest sporo syntetyzatorów, które są wpasowane wręcz perfekcyjnie. Przechodzimy do „Season Of The Witches” – płynnie, ale z mocnym kopniakiem.
Kolejna pozycja to ballada „Gift Of Fate” z udziałem kwartetu Con Affetto. Mnie nie porwało, choć muszę przyznać, że smyczki pięknie nasyciły całość. Dalej wkracza „Around The Corner”, które raczy ucho tym, co tygryski lubią najbardziej – solówkami. Znów daje się słyszeć wspomniane wcześniej Dream Theater.
Następny na liście jest ponad 15. minutowy „Light Out, Dark Comes”. Spodziewacie się nudy? Nie tym razem. Teraz zamknijcie oczy i napawajcie się różnorodnością dźwięków. Tym sposobem dobrnęliśmy do epilogu. Tytułowy „New World” to piękna, stonowana kompozycja. Została zadedykowana wieloletniemu przyjacielowi i fanowi, a także technicznemu zespołu, zmarłemu Grzegorzowi „Cracusowi” Krakowieckiemu.
Myślę, że album „New World” solidnie przypieczętuje pozycję AnVision na rynku muzycznym. Kończąc swój wywód muszę się pokajać, bo sama poznałam ich dopiero niedawno. Morał z tego taki, że warto dokładniej przyglądać się kapelom, które są gdzieś obok. Nigdy nie wiadomo, kiedy zawładną światem...
Fot: Andrzej Tylko
Tweet