Lapidarium zdobyte

Autor: Maria Jaskot 18/12/2016 09:19

Chyba byliśmy grzeczni, bo prezenty w tym roku były obfite. Po prostu muszę się Wam pochwalić! Na Rockowe Mikołajki dostaliśmy calusieńką "Kawalerię Szatana" od zespołu Turbo. Jakby tego było mało, brodaty dziadek dorzucił dwie świetne kapele w pakiecie. No to po kolei...

Był mroźny czwartkowy wieczór. Ten dzień mógł skończyć się jak każdy inny. W sercu usypiającego miasteczka tliła się jednak nadzieja na rozproszenie zawiłości dnia codziennego. Wiedzieli o tym ci, którzy tłumnie przybyli do Lapidarium pod Ratuszem, wśród nich byłam ja.

Przeczucie szeptało mi, że leniwą atmosferę wkrótce przegoni solidny przypływ mocy. Nie myliłam się. Punktualnie o godzinie 19 nastąpiło pierwsze rozdanie. Na scenie pojawił się zespół Strzyga. Bardzo szybko dali do zrozumienia, że ich nazwa jest nie od parady. W pikantnym trash-metalowym wydaniu sprzedali nam swoje fascynacje wierzeniami i kulturą słowiańską. O reklamacji nie mogło być mowy, zrobiliśmy świetny deal.

Po półgodzinnym występie chłopaków z Przeworska przyszedł czas na drugą część zaprawy przed finałem. Scenę przejęła grupa Internal Quiet, która pokazała jak dobrze jej idzie hałasowanie. I tak zaczęło się niemal godzinne łojenie. Gdyby ściany mogły mówić, te z Lapidarium błagałyby o pomstę za to, co bywa dane im odczuwać. Przy każdym ostrzejszym koncercie płaczą upuszczając na głowy czerwony pył. Ale co tam, muszą być dzielne, chociaż dzisiaj.

Przed nami coś, na co wszyscy od dawna czekają. Nastała studząca przerwa, by po chwili odbyło się decydujące starcie. Formacja Turbo vs. totalnie rozentuzjazmowani fani. Pierwsze kawałki były jeszcze spokojne, publiczność jak jeden mąż wtórowała wokalnie Tomkowi Struszczykowi. Później, jak to na Turbo przystało, trzeba było znacznie podkręcić prędkość. Za sprawą "Niebezpiecznego tańca" lud podzielił się na dwa obozy. Gdy pierwszy z pasją oddawał się dzikiemu kotłowaniu, drugi odsuwał się w bezpieczniejsze obrzeża. Po tym szaleństwie wytchnienie przyniósł numer "Jaki był ten dzień", do którego soczystą solówkę podał lider, Wojciech Hoffmann.

Następnie, zgodnie z zapowiedzią, zespół zagrał wszystkie kawałki z wydanej 30 lat temu "Kawalerii Szatana". To była najbardziej spektakularna część wieczoru. Wszyscy ochoczo emitowali energię otrzymaną od bardzo charyzmatycznego wokalisty. Nie przesadzam. Nawet czyjś stanik poszedł w ruch, i to dosłownie, bo chętnych by wprawić go w lot nie brakowało. No cóż :) Jak mawiają, wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak i Turbo musiało zejść ze sceny. Na szczęście udało się wyprosić bis i na dogrywkę zagrali jeszcze "Dorosłe dzieci".

Pozostaje tylko być wdzięcznym Mikołajowi, że nie przyniósł żadnej rózgi. Otóż nie było się do czego przyczepić, wszystkie koncerty wypadły rewelacyjnie. Życzę sobie, i Wam oczywiście też, jak najwięcej takich imprez.

Foto: Sandomierskie Centrum Kultury